W ostatnim spotkaniu czwartego dnia The Championships 2017, wyznaczonym na Korcie Centralnym, Federer wygrał z Serbem Dusanem Lajoviciem 7:6 (7-0), 6:3, 6:2. Tylko w pierwszym secie tenisista z Bazylei miał nieznaczne problemy z przejęciem inicjatywy w grze, ale można było odnieść wrażenie, że w czwartek dość wolno wszedł we właściwy rytm. Być może powolny start meczu był skutkiem tego, że dwa dni wcześniej zakończył występ po zaledwie 43 minutach. Gdy prowadził 6:3, 3:0 jego przeciwnik z Ukrainy Aleksander Dołgopołow przerwał grę z powodu kontuzji. Wcześniej pewnie awans do 1/16 finału wywalczył Serb Novak Djoković, rozstawiony z numerem drugim. Bezproblemowe pokonanie Czecha Adama Pavlaska 6:2, 6:2, 6:1 zajęło mu godzinę i 34 minuty. Może nie jest to dużo, ale widzowie mieli wreszcie okazję zobaczyć cały mecz z udziałem tenisisty z Belgradu. W pierwszej rundzie czwarty zawodnik w rankingu ATP World Tour spędził na korcie tylko 40 minut, bo jego rywal Słowak Martin Kliżan skreczował przy stanie 3:6, 0:2 z powodu kontuzji. Teraz, w sobotę, na drodze Djokovicia stanie nieobliczalny Łotysz Ernests Gulbis, więc być może walka o miejsce w czwartej rundzie zajmie mu trochę więcej czasu. Plaga kontuzji - nie wiadomo czy świeżych, czy też niedoleczonych - rzuciła trochę cień na rywalizację w pierwszej rundzie w męskiej drabince. Aż siedem pojedynków w tej fazie zakończyło się bowiem przed czasem. W komentarzach prasowych pojawiły się nawet spekulacje dotyczące tego, że niektórzy tenisiści przyjechali do Londynu tylko i wyłącznie po czeki, wiedząc wcześniej, że stan zdrowia nie pozwala im na właściwą grę. W sumie samo wyjście na kort do pierwszego meczu jest warte 35 tysięcy funtów, a w drugiej 70 tys. - Ciężko to ocenić, bo nie wiem, czy chłopakom się kontuzje przydarzyły w trakcie meczów, czy wcześniej. Tak naprawdę tylko oni o tym wiedzą. My możemy tylko spekulować, sugerować albo się domyślać, a nic więcej tu nie można dodać. Tylko oni mogą stwierdzić, jak jest naprawdę. Myślę, że w Wielkim Szlemie facetom jest jednak ciężej, niż nam, bo grają do trzech wygranych setów, więc jak coś jest nie tak, to czy mentalnie, czy fizycznie wytrzymać te trzy, cztery godziny, nawet pięć, nie jest łatwo. Jak coś boli i dolega, to trudno jest jednak grać trzy sety, przynajmniej trzy - powiedziała Radwańska. - Myślę, że dziewczyny są trochę bardziej zahartowane, chyba bardziej odporne. Na ból też. Może też grają z większą nadzieją, że coś się może jeszcze stanie po drodze, bo zagram jeszcze dwa gemy, może trzy, a tu nagle kończy się mecz. Sama nie raz tak miałam. Trochę mniej boli, to jeszcze zagram. I tak to leci. To jest jednak najważniejszy turniej w roku, więc mnie osobiście raczej trudno byłoby podjąć decyzję o zejściu z kortu, zwłaszcza w pierwszej rundzie. Zresztą chyba mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło skreczować w Wielkim Szlemie, a jednak trochę ich już grałam. Ale mężczyźni mają trochę gorzej i mam nadzieję, że nikt nam nigdy nie każe grać pięciu setów. Jakby mi obiecali, że potem mam ze trzy dni przerwy, to dobrze, ale sądzę, że mogłabym się tego nie doprosić - dodała. 28-letnia krakowianka przed Wimbledonem rozegrała tylko jeden mecz na trawie, w turnieju WTA Tour w Eastbourne, a przerwa po Rolandzie Garrosie była skutkiem wirusowej infekcji. Jednak na londyńskich kortach pokazała, że pomimo osłabienia potrafi wykorzystać atuty tej nawierzchni i wygrała już drugi mecz, choć z pewnym trudem. W czwartek Radwańska pokonała po dwóch godzinach i 43 minutach Amerykankę Christinę McHale 5:7, 7:6 (9-7), 6:3, broniąc wcześniej w tie-breaku dwie piłki meczowe. Kolejną rywalką rozstawionej z numerem dziewiątym krakowianki będzie w sobotę Szwajcarka Timea Bacsinszky (nr 19), z którą ma bilans dotychczasowych pojedynków 0-2, ale jeszcze nie grały ze sobą na trawie. - W polskim tenisie można mówić o pewnym fenomenie, bo przecież w Polsce praktycznie nie ma możliwości trenowania na trawie. Wyjątkiem są chyba tylko dwa prywatne korty. A jednak Polacy lubią trawę, świetnie się na niej czują i co najważniejsze potrafią na trawie grać. W przypadku Agnieszki pomaga niesamowita umiejętność czytania gry rywalek, przewidywania ich zamiarów. No i świetna technika. Dzięki której ma bardzo szeroki wachlarz możliwości odpowiedzi nawet na najtrudniejsze piłki. Łukasz Kubot świetnie serwuje i jeszcze lepiej czuje się przy siatce, co w męskim tenisie, który się robi coraz bardziej defensywny, staje się rzadkością. Serwis Marcina Matkowskiego czy Jerzego Janowicza na trawie, to też mocne atuty w ich grze - powiedział Interii Mario Trnovsky z MTW Academy, który trenował Marcina Gawrona, Martę Domachowską czy Klaudię Jans-Ignacik, ale też współpracował z deblem Fyrstenberg-Matkowski. Przed startem tegorocznego Wimbledonu sporo mówi się o świetnej dyspozycji Kubota i Marcelo Melo, prowadzących w rankingu najlepszych par sezonu ATP World Tour Doubles Race. Przed ponad tygodniowymi treningami w Londynie wygrali dwa turnieje ATP na trawie - w holenderskim s’Hertogenbosch i niemieckim Halle. - Myślę, że idealnie wykorzystaliśmy fakt, że trawa jest najlepszą nawierzchnią Marcelo i moją również. Zdecydowaliśmy się na holendersko-niemiecką ścieżkę do Wimbledonu, co dla Marcelo było nowością, bo dotychczas zawsze grał angielskie turnieje przed. Był to strzał w "dziesiątkę", bo w Anglii w tym czasie mocno padało i mecze były ciągle przerywane, więc nie byłoby zbyt wiele możliwości do treningów. A my mieliśmy najlepszą możliwość do trenowania na trawie, czyli granie meczów, więc mogliśmy nabrać pewności i przećwiczyć kilka taktycznych rozwiązań specjalnie na trawę i na Wimbledon. Na pewno jesteśmy mocni, dobrze przygotowani i liczymy na dobry wynik, ale nie chcemy gdybać czy spekulować, po prostu musimy tu zagrać jak najlepiej i zobaczymy jak nam pójdzie - powiedział Interii Kubot. Polsko-brazylijski debel został rozstawiony w The Championships 2017 z numerem czwartym. W drugiej rundzie spotka się z niemiecko-austriackim duetem Philipp Petzschner i Alexander Peya. Ten drugi kilka lat temu występował z Kubotem w parze. W drugiej rundzie gry podwójnej jest też Marcin Matkowski z Białorusinem Maksem Mirnym, a obydwu czeka trudne zadanie, bowiem w trafili w niej na amerykańskich bliźniaków Boba i Mike’a Bryanów (nr 5.). - Nie ma wątpliwości, że poprzeczka wisi wysoko, nawet jeśli to już nie ci sami Bryanowie, co jeszcze trzy, cztery lata temu. Są świetnym deblem, dobrze się czują na trawie, ale miałem już okazję z nimi parę razy wygrywać, choćby razem z Mariuszem Fyrstenbergiem. Maks też nie raz ich pokonał, więc obaj wiemy, jak należy grać przeciwko nim - powiedział Interii Matkowski. Po południu z tegorocznym Wimbledonem pożegnała się Magda Linette, która wcześniej odpadła w pierwszym meczu w singlu. W deblu Polka i Amerykanka Maria Sanchez przegrały w pierwszej rundzie z Ukrainkami Nadią Kiczenok i Olgą Sawczuk 2:6, 7:6 (10-8), 4:6. Alicja Rosolska i japońska tenisistka Nao Hibino odpadły w pierwszej rundzie debla. Przegrały z Chorwatką Mirjaną Lucić-Baroni i Niemką Andreą Petkovic 2:6, 6:3, 3:6. W piątek o miejsce w trzeciej rundzie singla będzie rywalizować jedyny Polak w głównej drabince - Jerzy Janowicz. Łodzianin spotka się z Francuzem Benoit Pairem. Z Londynu Tomasz Dobiecki