Djokovic i Nadal spędzili dużo czasu w szatni, czekając na zakończenie maratonu w wykonaniu dwóch pozostałych półfinalistów. Rozstawiony z "ósemką" Kevin Anderson z RPA po sześciu godzinach i 36 minutach gry pokonał Amerykanina Johna Isnera 7:6 (8-6), 6:7 (5-7), 6:7 (9-11), 6:4, 26:24. Serb i Hiszpan weszli na zadaszony już i oświetlony kort centralny tuż po godz. 20 czasu miejscowego. O ile pojedynek Andersona i Isnera był meczem dwóch zawodników, którzy opierają swoją grę na serwisie i dotychczas prawie nie pojawiali się w spotkaniach o taką stawkę, to druga para tenisistów - których obecność na tym poziomie rywalizacji jest właściwie normą - zapewniła widowiskowe wymiany. Przełamanie na wagę zwycięstwa w pierwszym secie zawodnik z Belgradu zanotował w siódmym gemie. W drugim dwa z trzech "breaków" zapisał na swoim koncie gracz z Majorki. W trzeciej partii obaj tenisiści dobrze pilnowali swojego podania i do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był tie-break. W nim Djoković prowadził już 5-3, ale wtedy trzy punkty z rzędu zdobył jego rywal. Ten ostatnie nie wykorzystał jednak żadnej z trzech piłek setowych, a Serb zamienił na punkt drugą z takich szans. Po zakończeniu tej odsłony sędzia i supervisor turnieju zdecydowali o przerwaniu spotkania. To 52. konfrontacja tych tenisistów. Bilans jest bardzo wyrównany - tylko o jedno zwycięstwo na koncie więcej ma Djokovic. Serb to zdobywca 12 tytułów wielkoszlemowych. Poprzednio w "czwórce" zawodów tej rangi był 22 miesiące temu. W Londynie świętował sukces trzykrotnie, ostatnio w 2015 roku. Nadal po raz szósty w karierze, ale pierwszy od 2011 roku, dotarł do półfinału tej imprezy. Wówczas w decydującym spotkaniu przegrał z... Djokoviciem. Prowadzący w światowym rankingu Hiszpan, który ma 17 tytułów wielkoszlemowych w kolekcji, na londyńskiej trawie triumfował w 2008 i 2010 roku. W tym sezonie po raz 11. zwyciężył we French Open.