Zajmująca 75. miejsce w rankingu WTA Linette pokonała 144. w tym zestawieniu rosyjską kwalifikantkę Annę Kalinską 6:0, 7:6 (11-9). W drugiej partii przegrywała 2:4 i wykorzystała dopiero piątą piłkę meczową. - Cieszę się, że udało mi się zamknąć ten mecz w dwóch setach. W drugiej partii nie grałam aż tak dobrze jak w pierwszej. Grałam trochę za wolno i tak zostało właściwie do samego końca. W tie-breaku starałam się grać bardzo agresywnie, przez co miałam nieraz błędy, ale ogółem opłaciło się - przyznała Polka. Podkreśliła, że nie jest jej łatwo występować w roli faworytki, bo nie przerabiała tego scenariusza na Wielkim Szlemie zbyt często. - Trzeba się postawić na samym początku. Bo w Rolandzie Garrosie zajęło mi to ostatnio chwilę, by się rozluźnić i zacząć grać swój tenis. Tu od początku pokazałam, kto jest faworytem. Wcześniej miałam z tym problem - oceniła. 27-letnia tenisistka dopiero w piątym podejściu przebrnęła pierwszą rundę londyńskiej imprezy. W latach 2015-2018 odpadła w pierwszej, a wcześniej w kwalifikacjach. - Wimbledon zawsze mi się podobał, nawet jeśli przez kilka lat mi się tutaj nie udało wygrać ani jednego meczu. Trawę też lubiłam, mimo że nie miałam na niej najlepszych wyników, ale ona pomaga, żeby moje uderzenia były szybsze - wyjaśniła. Rok temu zaliczyła na kortach All England Clubu bolesną porażkę. Uległa Julii Putincewej z Kazachstanu 3:6, 6:3, 8:10. - Dziś wróciło do mnie wspomnienie z tego meczu. W tie-breaku miałam drugi serwis... Wówczas w ważnym momencie trzecie seta zaliczyłam podwójny błąd. Ale od tego momentu bardzo poprawiłam serwis, więc pomyślałam, że o ile nie powieje mocno wiatr i mi tej piłki nie zwieje, to dziś raczej sytuacja się nie powtórzy - zaznaczyła. Linette w ramach przygotowań do Wimbledonu wystąpiła m.in. w dwóch imprezach niższej rangi - ITF. Tę w Manchesterze wygrała. Jak zapewniła we wtorek, czuje się pewnie. - Myślę, że już podczas Rolanda Garrosa pokazałam, że stać mnie na wiele. Szkoda, że miałam tam takie losowanie (w drugiej rundzie trafiła na Rumunkę Simonę Halep - PAP). Myślę, że z każdym mam szansę, dopóki nie jest to Serena Williams i wszystko zależy ode mnie - dodała. Teraz poznaniankę czeka pojedynek z rozstawioną z "25" Amandą Anisimovą. Niespełna 18-letnia zawodniczka na początku roku była 96. rakietą świata, ale udane występy w Australian Open i Rolandzie Garrosie oraz wygrana w turnieju WTA w Bogocie sprawiły, że w efektownym stylu awansowała do Top 30. W Melbourne dotarła do 1/8 finału, a w Paryżu odpadła dopiero w półfinale. - Trenowałyśmy razem parę razy, więc wiem mniej więcej, czego się spodziewać. Gra bardzo agresywnie. Myślę, że trawa będzie pomagać moim uderzeniom, żeby były szybsze i żeby Amerykanka nie miała aż tyle czasu. Myślę, że uda mi się utrzymać dobrą grę, którą prezentuję w ostatnim czasie. Jestem naprawdę bardzo pozytywnie nastawiona, bo w tym roku zagrałam naprawdę wiele niezłych meczów - podsumowała. Jak dodała, Anisimova gra nie tyle bardzo mocno, co przede wszystkim posyła bardzo długie i płaskie piłki. - Z tego jest bardzo ciężko coś zrobić. Ja mogę grać długie piłki, ona też i tak czekamy aż któraś zagra krócej i wtedy można "złapać" rywalkę - przyznała. Poznanianka w Londynie wystąpi również w deblu. Tuż przed Wimbledonem głośno było o tym, że słynny Brytyjczyk Andy Murray szukał partnerki do miksta w Londynie, ale odmówiła mu m.in. Australijka Ashleigh Barty. - Nigdy nie grałam w miksta, ale też kiedyś miałam do tego za słaby ranking. Ja bym się na pewno zgodziła, gdyby to mnie Andy zaproponował wspólny występ. Choć bardzo bym się denerwowała, czy serwujący mężczyzna z naprzeciwka nie trafi mnie piłką - zaznaczyła z uśmiechem. Z Londynu Agnieszka Niedziałek