"Monfils to showman, który potrafi wygrać każdy mecz i ma dużo doświadczenia na wielkich kortach. Walczy o każdą piłkę i nigdy nie odpuszcza. Na pewno nie wyjdę do gry w roli faworyta, więc nie będę miał nic do stracenia i będę się starał ukraść mu show. Myślę, że jutro przygotujemy na spokojnie z trenerem taktykę na niego. Mam nadzieję, że po meczu będę zadowolony z gry, niezależnie jaki będzie wynik spotkania. Powiem tak: byłoby fajnie po następnym meczu tańczyć kankana" - stwierdził Kubot. Tenisista z Lubina, zgodnie z umową z czeskim trenerem Janem Stocesem, po każdym efektownym zwycięstwie w singlu w ważnym turnieju tańczy kankana przed zejściem z kortu. Jego zwycięstwo nad Karlovicem to był piąty mecz wygrany w Londynie, bowiem do turnieju głównego przebił się przez trzy rundy eliminacji. W najbardziej wyrównanym pierwszym secie żaden z tenisistów nie stracił swojego serwisu, więc doszło do tie-breaka. W nim Polak zdobył ostatnie pięć punktów, od stanu 2-2. "Mecz miał się toczyć przede wszystkim na płaszczyźnie psychicznej i na jednym przełamaniu, no i tak było. To było widać na początku - nerwówka po obu stronach, do tego obaj byliśmy trochę zaskoczeni zmianą w planie gier. Mieliśmy grać trzeci mecz, a nagle zostaliśmy przesunięci na wcześniejszą godzinę. Ja w trakcie deszczu siedziałem w domu, który tu wynajmuję podczas Wimbledonu i czekałem na znak od trenerów" - powiedział Kubot. "W sumie przyjechałem na ostatnią chwilę i popełniłem tutaj duży błąd, bo przed meczem się dobrze nie rozgrzałem. Nawet nie zdążyłem odbić kilku piłek wcześniej. Skutki było widać w pierwszy gemach, gdy miał "break pointy", ale udało mi się wybronić z nich. Zresztą ja też nie wykorzystałem szans, natomiast kluczowy dla całego meczu był chyba tie-break. W następnych dwóch setach koncentrowałem się na wygrywaniu swojego serwisu i czekałem na jakąkolwiek szansę przy jego podaniu. Jak się pojawiły, to je wykorzystałem" - dodał. W drugim secie Kubot przełamał serwis rywala w szóstym gemie, po chwili prowadził 5:2, po czym zakończył go wynikiem 6:3. Natomiast w trzecim kluczowy był "break" zdobyty w ósmym gemie, na 5:3. "W trzecim secie Karlovic miał chyba najwyższy procent pierwszego serwisu. Postawił wszystko na jedną kartę i szczęśliwie się złożyło, że przy pierwszej szansie na przełamanie zagrałem fantastyczny return, właściwie typowo deblowy. Uważam, że decydująca była koncentracja i skuteczność pierwszego serwisu. Nie wkładałem w niego całej siły, lecz starałem się mocno rotować piłki i grać na jego ciało albo na forhend. Nie chciałem pozwolić złapać rytmu Karlovicovi i muszę przyznać, trochę nieskromnie, że zagrałem trzy sety fantastycznie" - stwierdził Kubot. "Moja taktyka, którą konsekwentnie realizowałem, to było unikanie wymian przy własnym serwisie, bo on potrafi odgrywać niewygodne piłki slajsem. W jego gemach czekałem na jego drugi serwis, po czym returnowałem mu w środek kortu długie piłki w nogi. Czasem, jak byłem spóźniony, trafiałem w linię, ale to normalne. Przy jego potężnym pierwszym podaniu mogłem się tylko wykazać refleksem bramkarza przy rzucie karnym. Pomogło mi w tym doświadczenie z debla. Jestem zadowolony, że wykorzystałem minimalny czas na korcie do odniesienia zwycięstwa. To ważne, bo teraz mam więcej czasu na regenerację przed kolejnym meczem" - dodał. W czwartek po południu Polak rozpocznie występ w deblu razem z 39-letnim Markiem Knowlesem z Wysp Bahama (jego stały partner Austriak Oliver Marach zrezygnował z gry w Wimbledonie). Rywalami pary rozstawionej z numerem dziesiątym będą Australijczyk Chris Guccione i Kanadyjczyk Adil Shamasdin.