Minione tygodnie nie były łatwe dla Hurkacza - w pięciu kolejnych turniejach nie zdołał wygrać ani jednego spotkania w grze pojedynczej. Przełom nastąpił we wtorek w londyńskiej imprezie, w której poprzedniej edycji dotarł do trzeciej rundy. Rozstawiony z numerem 14. wrocławianin pokonał będącego jedną z największych niespodzianek ostatnich tygodni Włocha Lorenzo Musettiego 6:4, 7:6 (7-5), 6:1. "Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, że udało mi się wygrać po tej przerwie. To też dla mnie szczególne, że wydarzyło się to tutaj, na wimbledońskiej trawie" - zaznaczył Polak na konferencji prasowej. Jak dodał, starał się odciąć myślami od ostatniej złej passy. "Chciałem się skupić na tym, co mam robić na korcie, jak grać. Myślę, że to mi pomagało, bo na pewno nie miałem przed tym meczem zbyt dużej pewności siebie ze względu na ostatnie wyniki. Myślę, że występ deblowy w Halle (dotarł w tej konkurencji do finału - PAP) pomógł mi w przygotowaniu do tego turnieju i to mi dużo dało" - ocenił. Hurkacz stwierdził, że miał trochę czasu na oswojenie się z trawiastą nawierzchnią po dwuletniej przerwie (w ubiegłym roku cała część sezonu rozgrywana na takich kortach została odwołana). "I ten czas wykorzystaliśmy. Trzeba było też zadbać o dobre przygotowanie psychiczne, pozytywne nastawienie. By była walka o każdy punkt, niezależnie od tego, co się będzie działo na korcie. Trawa jest specyficzna. Trzeba na niej bardziej atakować, chodzić do siatki. Nie da się grać za bardzo top spinów, bo piłka zwalnia i spada bardziej płasko. Trzeba się trochę dostosować do tego, zmienić kilka rzeczy" - relacjonował. Przez pierwsze dwa dni plany organizatorów i tenisistów mocno komplikuje deszcz. Z tego powodu mecz Hurkacza z Musettim rozpoczął się z czterogodzinnym opóźnieniem. Zawodnicy czasem mają problem na wilgotnej nawierzchni przy zmianie kierunku i dochodzi do kontuzji. We wtorek ofiarą takiej pechowej sytuacji była m.in. słynna Amerykanka Serena Williams. "Na pewno jest ślisko. Na innych kortach bardziej niż na centralnym i na +jedynce+, gdzie jest zasuwany dach. Można się trochę ślizgać" - przyznał Polak. 24-letni gracz zapewnił, że młodszy o pięć lat Włoch - choć pokonał go w trzech setach, to sprawił mu kłopoty. "Mecz nie był łatwy. Lorenzo to świetny zawodnik. Musiałem zagrać agresywnie. Było bardzo ciężko" - podsumował. Jak dodał, bardzo ucieszyło go, że na trybunach mogli pojawić się kibice. "Przyszło ich całkiem sporo, dopingowali nas obu. Było czuć tę atmosferę" - zaznaczył. Wśród publiczności był także Łukasz Kubot. Hurkacz nieraz podkreślał, że bardzo sobie ceni znajomość i wskazówki doświadczonego gracza, który w przeszłości wygrał Wimbledon w deblu, a w singlu dotarł do ćwierćfinału. "On ma niesamowitą wiedzę o tenisie. Nawet niektórzy trenerzy nie wiedzą tyle co on. Ma też duże doświadczenie" - wyliczał. Tym razem, ze względu na obostrzenia związane z koronawirusem, tenisiści nie mogą jak zwykle wynajmować domów w pobliżu kortów, ale zostali umieszczeni w znajdującym się w większej odległości od obiektów hotelu. "Podróż autobusem, która zajmuje godzinę czy półtorej, nie jest najwygodniejsza, ale warunki w hotelu i na korcie są naprawdę fajne" - zapewnił wrocławianin. O awans do trzeciej rundy londyńskiego turnieju, na której zatrzymał się w poprzedniej edycji dwa lata temu, zmierzy się z Finem Emilem Ruusuvuorim lub Amerykaninem Marcosem Gironem. Jego rywal zostanie wyłoniony w środę. an/ krys/