Z londyńską imprezą pożegnali się już wszyscy polscy seniorzy. Trenująca często w Puszczykowie Kerber obiecała, że postara się zostać jak najdłużej w turnieju także po to, by biało-czerwoni fani mieli komu kibicować. Przed dwoma laty dotarła do półfinału Wimbledonu, w którym przegrała z Agnieszką Radwańską. - Mam nadzieję, że będą trzymać za mnie kciuki. Będę dawać z siebie wszystko. Wiem, że wspiera mnie całe Puszczykowo. Często tam jestem. Mieszkający tam dziadek dzwoni do mnie po każdym meczu - relacjonowała mówiąca po polsku Kerber. Jak przyznała, chce sprawić przyjemność fanom z kraju nad Wisłą tym bardziej że zarówno podczas Wimbledonu, jak i w majowym French Open na otwarcie eliminowała polskie tenisistki. - Tak się złożyło, że w pierwszych rundach miałam Ulę (Radwańską) i Kasię (Piter). Nie było to fajne losowanie - zaznaczyła rozstawiona z numerem dziewiątym w Londynie zawodniczka. Jak przyznała, bardzo emocjonujący pojedynek z Szarapową na długo pozostanie w jej pamięci. - To było piękne zwycięstwo. Wygrać z Szarapową w Wielkim Szlemie to nie jest takie proste. Ona walczy do końca tak jak dzisiaj. Jestem szczęśliwa, że pokonałam ją i to w dobrym meczu. Wszyscy widzieli, że grałyśmy naprawdę na wysokim poziomie. Dlatego się wciąż trenuje i gra, żeby zwyciężać w takich meczach - podkreśliła. Grająca z numerem piątym Szarapowa obroniła w tym spotkaniu aż sześć piłek meczowych. Kerber przyznała, że wraz z każdą kolejną denerwowała się coraz bardziej. - Wiadomo, było trochę nerwowo, jak nie mogłam wykorzystać kolejnych pięciu czy sześciu meczboli. Próbowałam się koncertować na kolejnej akcji, być agresywną i wygrać. I to się udało, bo uważam, że w końcówce to ona nie przegrała, tylko ja wygrałam. I to zapamiętam z tego meczu - zapewniła. Jak dodała, po ostatniej akcji pojedynku z triumfatorką majowego turnieju na kortach im. Rolanda Garrosa czuła, że bardzo mocno bije jej serce. - Dalej tak bije i zobaczymy, jak długo jeszcze tak będzie - zaznaczyła ze śmiechem. Do ćwierćfinału tegorocznej edycji Wimbledonu nie dotarło kilka czołowych zawodniczek - Amerykanka Serena Williams, Chinka Na Li i Agnieszka Radwańska. Kerber jednak ostrożnie podchodzi do wskazywania jej jako nowej faworytki. - Mam nadzieję, że rywalki będą się mnie teraz bać, ale do zwycięstwa w tym turnieju jeszcze daleka droga. Na razie się koncentruję na następnym spotkaniu. Każdy dzień się zaczyna od zera, każdy mecz jest inny, każda rywalka gra inaczej - argumentowała. Zwróciła uwagę, że już w ćwierćfinale czeka ją trudne zadanie. Zmierzy się z wdzierającą się przebojem do światowej czołówki Kanadyjką Eugenie Bouchard (13.). - To nie będzie łatwy pojedynek. Bouchard jest młoda i naprawdę dobra. Nigdy nie wiadomo, co się stanie - przestrzegała. Podkreśliła też rangę, jaką ma w tenisowym świecie Wimbledon. - Ogólnie lubię grać na trawie. Niedawno dotarłam do finału turnieju w Eastbourne. Wimbledon jednak to coś zupełnie innego niż pozostałe turnieje. Każdy zna tę imprezę, każdy walczy tu do końca - zaznaczyła. Z Londynu Agnieszka Niedziałek