- On był lepszym graczem od samego początku do końca. Słabo rozpocząłem ten mecz, wręcz fatalnie. To go tylko wzmocniło i pomogło mu utrzymać koncentrację. Później niewystarczająco pracy włożyłem w to, żeby go wytrącić z rytmu. Nawet jak udało mi się wrócić do gry w drugim secie, to on cały czas grał pewnie i równo - powiedział po porażce Murray. Brytyjscy dziennikarze próbowali dopytywać o szczegóły jego współpracy z byłą francuską tenisistką Amelie Mauresmo, którą zatrudnił do swojego sztabu trenerskiego po Roland Garros. Jednak Szkot unikał szerszych odpowiedzi na ten temat. - Nie będę mówił przecież o szczegółach taktyki ustalanych przed meczem. Jakakolwiek by nie była, to i tak nic by dzisiaj nie zmieniła. Nie mam wytłumaczenia poza tym, że zagrałem słabiej od rywala. Nie czułem też jakiejś presji w tym turnieju. Od początku czułem się dość komfortowo i pewnie wygrywałem kolejne mecze, poza dzisiejszym. Cóż, zdarza się - dodał. Można się spodziewać, że Murray w czwartkowych wydaniach angielskiej prasy znów będzie częściej Szkotem, niż Brytyjczykiem, no i stanie się obiektem krytyki i źródłem poważnego zawodu, jak niedawno piłkarze reprezentacji Anglii po nieudanym występie w brazylijskim mundialu. Zapowiedzią tego może być sytuacja w studiu telewizji BBC, gdzie ten mecz komentowali byli tenisiści - Amerykanin John McEnroe i Brytyjczyk Tim Henman. - No i sytuacja wróciła do normy. Czy ktoś słyszał, żeby Brytyjczyk wygrywał Wimbledon? - stwierdził tuż po meczbolu McEnroe. - No jak to, przecież Andy przed rokiem - sprostował go Henman. - No ale na pewno nie dwa razy z rzędu! - odpowiedział Amerykanin. - Perry w latach 30 i to trzykrotnie! - ripostował Brytyjczyk. - Czyli zanim się urodziłem, więc to się nie liczy - zamknął dyskusję ze śmiechem McEnroe. No właśnie, przed dwoma laty Murray przegrał przy Church Road w finale z Rogerem Federerem. Miesiąc później zrewanżował się Szwajcarowi za tamtą porażkę na tym samym korcie centralnym w meczu o złoty medal igrzysk w Londynie. Następnego dnia na czołówce "The Daily Mail" pojawił się podpis pod zdjęciem Szkota na podium: "Pamiętaj Andy, że wciąż nie wygrałeś Wimbledonu". - Finał z 2012 roku wciąż jest dla mnie najcięższą porażką w karierze. Nie mogę go zapomnieć, bo wtedy naprawdę wierzyłem, ze mi się uda wygrać. Dzisiaj po prostu zdarzył mi się słabszy mecz i bardzo mocny rywal po drugiej stronie siatki. Mam za sobą parę takich przegranych meczów, również w Wielkim Szlemie, więc muszę teraz o nim zapomnieć jak najszybciej - powiedział Szkot. W poprzedniej edycji Murray przeszedł do historii jako pierwszy brytyjski zwycięzca imprezy od 77 lat, czyli od trzeciego z rzędu triumfu w niej Freda Perry’ego w 1935 roku. To wywołało prawdziwą euforię w mediach i nadzwyczajną audiencję u królowej Elżbiety II, która wcześniej, już po olimpijskim sukcesie, przyznała mu tytuł szlachecki i Order Imperium Brytyjskiego. - Nie jestem zaskoczony, dlaczego miałbym być? Na pewno dumny z tego zwycięstwa, bo pokonałem obrońcę tytułu i dżentelmena, jakim jest Andy, w ćwierćfinale Wimbledonu. To dla mnie wiele znaczy i jestem szczęśliwy. Myślę, że przed tym spotkaniem miał pewną przewagę i to nie tylko doświadczenia, ale przede wszystkim sił, bo w poprzednich meczach nie stracił tu seta. Ale na korcie nie było widać miedzy nami różnicy - powiedział Dimitrow. 23-letni Bułgar od ponad roku jest związany z rosyjską tenisistką Marią Szarapową, która wygrała Wimbledon w 2004 roku, mając zaledwie 17 lat. - Maria tu wygrała? Nigdy mi o tym nie mówiła. No i nie udzielała mi żadnych porad przed tym meczem. A, przepraszam, mówiła: "wygraj to". To była chyba dobra rada? - powiedział wyraźnie rozbawiony Dimitrow. - Ale poważnie, to poza kortem nie lubię rozmawiać o tenisie, więc staramy się o nim nie rozmawiać albo przynajmniej jak najmniej - dodał. W piątkowym półfinale Bułgar spotka się z wiceliderem rankingu ATP World Tour - Serbem Novakiem Djokoviciem, najwyżej rozstawionym w imprezie. Tenisista z Belgradu stoczył w środę pięciosetowy maraton, w którym pokonał Chorwata Marina Czilicia (26.) 6:1, 3:6, 6:7 (4-7), 6:2, 6:2. - Głosy z trybun trochę nas rozpraszały, ale to nie jest żadna wymówka. Wiedziałem, że Marin będzie grał agresywnie i że to będzie trudne spotkanie. Byłem zbyt pasywny i pozwoliłem, by skorzystał z moich błędów i "wrócił" do meczu. W końcu udało mi się znaleźć odpowiedni rytm gry - powiedział Djoković, który w trakcie spotkania często się ślizgał i przewracał. Z tego powodu zmienił obuwie w czwartym secie i jak sam podkreślił to był istotny moment meczu. Potrzebował jednak aż 3 godzin i 18 minut, by ostatecznie pokonać 29. w rankingu światowym Chorwata. - Po zmianie butów zacząłem lepiej grać. W tej parze wyjdę więc na kort w meczu półfinałowym przeciw Dimitrowowi. On wygrał w wielkim stylu, w ogóle jest w znakomitej formie w ostatnich sześciu miesiącach, a na trawie w tym roku jeszcze nie przegrał - dodał. Djoković w półfinale wielkoszlemowego turnieju wystąpi po raz 23.Do czołowej czwórki turnieju awansował również Szwajcar Roger Federer (nr 4.), jego siedmiokrotny triumfator (2003-07, 2009 i 2012), po wygranej z rodakiem Stanislasem Wawrinką (5.) 3:6, 7:6 (7-5), 6:4, 6:4. Udało mu się to dopiero przy piątym meczbolu.Federer, który 35. raz wystąpi w wielkoszlemowym półfinale, zagra w nim z Milosem Raonicem (8.). Kanadyjczyk pokonał Nicka Kyrgiosa 6:7 (4-7), 6:2, 6:4, 7:6 (7-4). Na ćwierćfinale zakończył się więc piękny sen debiutującego w Wimbledonie Australijczyka, który w poprzedniej rundzie wyeliminował numer jeden światowego tenisa - Hiszpana Rafaela Nadala.Z Londynu Tomasz Dobiecki Ćwierćfinały gry pojedynczej mężczyzn: Novak Djoković (Serbia, 1.) - Marin Czilić (Chorwacja, 26.) 6:1, 3:6, 6:7 (4-7), 6:2, 6:2 Grigor Dimitrow (Bułgaria, 11.) - Andy Murray (W. Brytania, 3.) 6:1, 7:6 (7-4), 6:2 Roger Federer (Szwajcaria, 4.) - Stanislas Wawrinka (Szwajcaria, 5.) 3:6, 7:6 (7-5), 6:4, 6:4 Milos Raonic (Kanada, 8.) - Nick Kyrgios (Australia) 6:7 (4-7), 6:2, 6:4, 7:6 (7-4)