Na otwarcie meczu obie tenisistki pewnie utrzymał swoje serwisy, ale później Radwańska dała prawdziwy popis gry na trawie. Świetnie serwowała, równie dobrze returnowała, umiejętnie rozprowadzała rywalkę po korcie, biegała do siatki i sama dochodziła do każdej piłki. Uzyskała wyraźną przewagę, czego skutkiem było pięć kolejnych zdobytych gemów i wygrana pierwsza partia po 28 minutach. Zakończyła ją przy trzecim setbolu i to efektownie, bo asem serwisowym, choć do potwierdzenia celności tego zagrania konieczne było wzięcie challenge’u, bo sędzia liniowy wywołał aut. Zapis systemu "HawkEye" wyświetlony na monitorze nie pozostawił jednak złudzeń, że było dobre. - Do tego momentu wszystko wskazywało, że to jest mecz nawet na 6:1, 6:0. Widzieliśmy wszyscy, że wszystko się układało po myśli Agnieszki i powinna była pójść za ciosem. Jednak tak się nie stało, nagle stanęła, czy wręcz odpłynęła - powiedział trener krakowianki Tomasz Wiktorowski. To był bardzo niepokojący sygnał, który przypomniał kilka podobnych meczów z początku sezonu, których nie potrafiła domknąć. Musimy poważnie o tym wszystkim porozmawiać. Muszę się dowiedzieć, co się wtedy stało w jej głowie - dodał. Nieoczekiwanie dobra gra Radwańskiej gdzieś uciekła. Chwila dekoncentracji i kilka niepotrzebnych, dość banalnych, błędów kosztowało ją stratę czterech kolejnych gemów. To wyraźnie wzmocniło pewność uderzeń Australijki, mocno wspieranej okrzykami "Aussie, Aussie" przez liczną grupę kibiców z antypodów. Gdy wydawało się, że może dojść do trzeciego seta, na korcie numer 18. mogliśmy zobaczyć znów krakowiankę grającą szybko i dokładnie, tak jak w pierwszej partii. Najpierw od stanu 0:4 zdobyła dwa kolejne gemy, wygrywając je bez straty punktu. W następnych było już trochę trudniej, ale wciąż to Radwańska prowadziła grę i stopniowo zaczynała dominować nad przeciwniczką. Objęła prowadzenie 5:4, również nie oddając piłki i to przy podaniu Australijki. Chwilę później, przy własnym serwisie, od stanu 0-15 wygrała cztery ostatnie punkty i cały mecz, po godzinie i trzech minutach. - Ten mecz nie jest na pewno nawet w pierwszej dwudziestce najdziwniejszych meczów Agnieszki, jakie widziałem. W sumie to podobna sytuacja, jak w poprzednim meczu z Tomjanovic. Czyli pierwszy set zagrany bardzo dobrze, od początku do końca. Błędy Dellacquy pojawiły się wtedy, gdy Agnieszka sama przetrzymała to bombardowanie i sama oddała jej kilka bardzo dobrych piłek. Wtedy naturalna sytuacja jest tak, że zawodniczka po drugiej stronie siatki chce jeszcze mocniej i jeszcze dokładniej odegrać taką piłkę, na siłę skończyć, bo rośnie frustracja i wtedy się rodzą błędy. Z tego się bierze siła gry Agnieszki - powiedział Wiktorowski. - W drugim secie na początku brakło właśnie takiej solidnej postawy. Nagle z niskiej pozycji wyszła w górę z nóg, w sensie wyprostowała się i spuściła głowę i to było niepokojące. Najważniejsze, ze potrafiła sobie z tym poradzić i parę piłek zagranych w dobrym tempie popchnęło ją w stronę tenisa, który wygrywa. W sumie to było pozytywne, ale ten początek drugiego seta jednak trochę zaniepokoił i trzeba go dokładnie przeanalizować - dodał. Był to piąty mecz Polki z Dellacquą i piąte zwycięstwo, a dotychczas oddała jej w tej rywalizacji tylko jednego seta. Kolejną rywalką Radwańskiej będzie Serbka Jelena Janković (nr 28.), która pokonała 3:6, 7:5, 6:4 dwukrotną triumfatorkę Wimbledonu, Czeszkę Petrę Kvitovą (2.), broniąca tytułu. Z Londynu Tomasz Dobiecki III runda Wimbledonu: Agnieszka Radwańska - Casey Dellaqua 6:1, 6:4 Jelena Jankovic (Serbia, 28) - Petra Kvitova (Czechy, 2) 3:6, 7:5, 6:4 Olga Goworcowa (Białoruś) - Magdalena Rybarikova (Słowacja) 7:6 (7-4), 6:3 Timea Bacsinszky (Szwajcaria, 15) - Sabine Lisicki (Niemcy, 18) 6:3, 6:2 Madison Keys (USA, 21) - Tatjana Maria (Niemcy) 6:4, 6:4 Caroline Wozniacki (Dania, 5) - Camila Giorgi (Włochy, 31) 6:2, 6:2 Garbine Muguruza Blanco (Hiszpania) - Angelique Kerber (Niemcy, 10) 7:6 (14-12), 1:6, 6:2 Monica Niculescu (Rumunia) - Kristyna Pliskova (Czechy) 6:3, 7:5