"Biało-czerwone" będą więc musiały 18-19 kwietnia walczyć o pozostanie w elicie z kimś z grona: Holandia, Rumunia, Szwajcaria, Stany Zjednoczone. Losowanie zostanie przeprowadzane już 10 lutego w siedzibie Międzynarodowej Federacji Tenisowej w Londynie. W barażu na pewno zobaczymy Agnieszkę Radwańską, obecnie numer osiem w rankingu WTA, która już zapowiedziała w nim swój udział. Interia: Polska - Rosja 0-4. Taki wynik oddaje przebieg spotkania? Tomasz Wiktorowski: - Niestety, chyba oddaje. Szarapowa była ewidentnie za silna w ten weekend dla obu sióstr Radwańskich. To już są dwa punkty, a pozostałe dwa też widzieliśmy, jak się potoczyły. Trudna lekcja do przełknięcia, ale musimy sobie z tym poradzić. Co było kluczem do zwycięstwa Rosjanek? - Przede wszystkim wyższy poziom sportowy w ten weekend. Szarapowa (obecnie numer dwa na świecie - przyp. red.) to jest dziewczyna, która utrzymuje się w czołówce od dawna, natomiast to nie znaczy, że jest poza zasięgiem. Teraz jednak tak było i stąd taki przebieg meczu. Reprezentacja Polski miała bardzo dobrą serię - siedem wygranych pojedynków w Pucharze Federacji, ale to były jednak inne rywalki. - Zawsze jest tak, że, jeżeli odnosi się zwycięstwa, idzie do góry, to potem przeciwnicy się zmieniają. Wolę grać z takim rywalem, w takiej formie i mieć wkalkulowaną możliwość porażki, niż grać z drużyną bez dobrych zawodniczek i wygrywać, bo wtedy się niczego nie uczymy. Może są wyniki "na papierze", ale sportowo ma to mniejsze znaczenie. Tutaj mieliśmy szansę walczyć o najwyższą stawkę, będąc w Grupie Światowej jesteś przecież tylko trzy mecze od tytułu. Niestety, na nich zostaliśmy, teraz musimy zrobić wszystko, by w niej pozostać i dostać szansę walki o trofeum w przyszłym roku. Dla pana ma znaczenie z kim zagracie w barażu o utrzymanie w Grupie Światowej? - Na pewno. Dobrze by było, gdybyśmy nie trafili na jakiś kraj, gdzie musielibyśmy lecieć na drugi koniec świata. Kwiecień to jest ten czas, kiedy turnieje WTA są w Europie i dlatego chciałbym, abyśmy w niej zostali. Wtedy łatwiej byłoby się przygotowywać do meczu Pucharu Federacji i kolejnych startów. Jakby pan ocenił występ polskich zawodniczek w meczu z Rosją: singlistek Agnieszki i Urszuli Radwańskich oraz debla Klaudia Jans-Ignacik-Alicja Rosolska? - Mogę ocenić tak, jaki był wynik, czyli poniżej oczekiwań. Na pewno liczyliśmy na to, że dziewczyny powalczą, może jak zdobędą jeden punkt, to potem będziemy w sytuacji np. 2-2, gdzie o wszystkim decyduje debel. To nie tak, że nie można było pokonać rosyjskich singlistek, chociaż ranking WTA pokazywał, że byliśmy "pod kreską" (wszystkie Rosjanki, które przyjechały do Krakowa plasują się w pierwszej "setce" w singlu, podczas gdy Ula od poniedziałku jest 137., a w weekend była dwa miejsca wyżej - przyp. red.), więc spodziewaliśmy się, że to będzie bardzo trudne wyzwanie. Tym razem się nie udało. Po serii zwycięstw przyszła porażka, musimy wyciągnąć wnioski i postaramy się zrehabilitować w kolejnej odsłonie. Wspomniał pan ranking. Patrząc na niego wiadomo było, że naszą główną siłą była Agnieszka Radwańska, która poniosła dwie porażki. Zawsze to ona zdobywała przynajmniej dwa punkty dla reprezentacji Polski. - Nie zawsze, jak pan spojrzy w historię startów, to różnie z tym bywało, zwłaszcza w Polsce (sprawdziliśmy - od 2013 roku Isia nie przegrywała i zawsze zdobywała przynajmniej punkt w kadrze, a poprzednią porażkę zanotowała trzy lata temu w deblu w spotkaniu ze Szwecją, natomiast jeśli chodzi o singiel, to trzeba się cofnąć nawet o cztery lata i mecz z Wiktorią Azarenką. Natomiast turnieje w Polsce, o których wspomniał kapitan Wiktorowski miały miejsce w 2010 roku, a rywalem były Belgia, porażka 2-3, i Hiszpania, 1-4 - przyp. red.). Na pewno liczyliśmy na punkty przede wszystkim ze strony Agnieszki. I tutaj znowu można sugerować się rankingiem. To nie jest jednak tak, że ranking "gra" i akurat w tym momencie Rosjanki były lepsze, co nie znaczy, że w kolejnych tygodniach tego sezonu będzie tak samo. Rozmawiał: Paweł Pieprzyca