Marta Kostiuk zagrała z Wiktorią Azarenką na US Open. Ukrainka przegrała, a po meczu nie podała rywalce ręki, co zresztą zapowiedziała wcześniej. Jak mówi sama Azarenka, rywalka dzień wcześniej wysłała jej wiadomość, że tego nie zrobi. Pochodząca z Kijowa Kostiuk od momentu agresji Rosji na Ukrainę w bardzo zdecydowanych słowach wypowiada się na temat zawodników i zawodniczek z Rosji i Białorusi. Nie ukrywa ona, że ich dalszy udział w imprezach WTA i ATP pozostaje dla niej nieakceptowalny. - Nie podoba mi się to. Nie trzeba być politykiem, by wiedzieć, co się dzieje. To żadna tajemnica - mówiła na początku marca.Sprawa odbiła się szerokim echem w świecie, komentowała ją również Iga Świątek. Białoruska zawodniczka także ją skomentowała. Nazywa ją "politycznymi gierkami", w które - jak mówi - się nie bawi. Uważa, że brak podania jej ręki przez Martę Kostiuk nie jest aż tak ważną sprawą. - Nie powinniśmy poświęcać temu nadmiernej uwagi. Ja zawsze podaję rękę, ale nikogo do tego nie zmuszę. W razie czego Marta ma mój numer. CZYTAJ TAKŻE: Hurkacz i Świątek ratują wizerunek światowego tenisa Azeranka na świeczniku. Bagatelizuje sprawę Sprawa jest jednak poważna, a Marta Kostiuk uzasadnia ją tak: - Nikt nas, Ukraińców nie pytał, co myślimy o mierzeniu się na kortach z zawodnikami z Rosji i Białorusi, a żaden z nich nie potępił publicznie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Niepodanie ręki to mój sprzeciw wobec tego. WTA i ATP to organizacje, które nie włączyły się do bojkotu rosyjskich i białoruskich sportowców. Jedynie ograniczyły się do niepodawania w ich wypadku narodowości w trakcie meczów, co jest żadną sankcją. Co więcej, gdy turniej w Wimbledonie postanowił wyeliminować zawodników z krajów agresorów, to na niego spadły reperkusje. Kim w zasadzie był ten cały Roland Garros? [GRA NAWROTA o Idze Świątek i French Open]