- Moim celem jest po prostu być na korcie i czerpać z tego radość. Chciałbym skończyć turniej bez poważniejszych kłopotów ze zdrowiem. Madryt to szczególne miejsce, które wiele mi dało, a publiczność zawsze mnie tu wspiera. Jeśli w Paryżu będę się czuł tak, jak dziś, to nie wystąpię. Zagram, gdy będę konkurencyjny. Jeżeli się nie uda, trudno. To nie będzie koniec świata ani mojej kariery. Mam także inne cele, związane z Igrzyskami Olimpijskimi - mówił przed rozpoczęciem turnieju ATP 1000 w Madrycie Rafael Nadal. Hurkacz czeka na mecz, a tu nadeszły świetne wieści. "Życiówka" coraz bliżej Hiszpan do stolicy swojej ojczyzny przyjechał po niezłym występie w Barcelonie, gdzie pokazał już nieco jakości. Tam jednak zabrakło ogrania i lepszego przygotowania fizycznego. W drugiej rundzie Nadal trafił bowiem na być może najszybszego tenisistę na świecie - Alexa de Minaura. Jasne było, że Hiszpan nie będzie faworytem tego pojedynku. Australijczyk jest bowiem w tym sezonie 6. tenisistą w rankingu ATP Race i wyprzedza w tej klasyfikacji choćby Carlosa Alcaraza. Wielki rewanż Rafaela Nadala. Król Hiszpanii widział to na własne oczy Wówczas Nadal przegrał 0:2, ale z pewnością nie była to dla de Minaura łatwa victoria. Spotkanie zakończyło się po prawie dwóch godzinach gry, a Nadal postawił swojemu rywalowi naprawdę trudne warunki. Los chciał, że obaj zawodnicy również w Madrycie znajdowali się na kursie kolizyjnym w drabince. Ostatecznie Nadal wygrał pojedynek pierwszej rundy i w drugiej czekał właśnie wspomniany Australijczyk. Hiszpan zachowywał dużą powściągliwość, a z obozu Nadala do madryckich mediach trafiały informacje, jakoby 37-latek nie doceniał swojej formy. Zespół Nadala miał bowiem twierdzić, że Hiszpan jest w lepszej dyspozycji, niż sam mówi. Takie słowa musiały znaleźć jednak potwierdzenie na korcie. Nadal znów nie był faworytem meczu z de Minaurem, ale nadzieje na sukces były zdecydowanie większe. Takie z pewnością miały też największe gwiazdy w Hiszpanii. Na trybunach kortu Manolo Santanty zasiedli bowiem: Zinedine Zidane, Vinicius Junior oraz sam król Filip VI Hiszpański, który przyszedł na własne oczy obejrzeć króla tenisowej mączki. Po pierwszym secie wszyscy, którzy wspierali Rafę, mieli prawo do dużej radości. Sabalenka dopada Świątek, już prawie ją ma. Kosmiczna walka w Madrycie Hiszpan bowiem wygrał tę partię po tie-breaku, który był naprawdę popisowy w jego wykonaniu. Niespodziewanie to Nadal był bliższy zwycięstwa, a Australijczyk musiał rozpocząć pogoń za swoim rywalem. Ta okazała się nieudana. Już na starcie drugiej partii Nadal przełamał swojego rywala i znalazł się w komfortowej dla siebie sytuacji, w której pozostawało już "tylko" utrzymywać własne podanie. Nadal dołożył jeszcze coś extra, bo przełamał 25-latka w dziewiątym gemie drugiego seta i wygrał 6:3. Na trybunach oczywiście rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Kibice zaczęli skandować "Rafa, Rafa, Rafa" a Hiszpan wyraźnie był zachwycony swoim zwycięstwem. Jednym z tych, którzy nie ukrywali swojego zachwytu nad grą Nadala, był właśnie król Filip, który wstał i oklaskiwał jednego z najwybitniejszych zawodników w historii tej dyscypliny sportu. Reakcja była oczywiście na tyle powściągliwa, że nie zobaczyliśmy żadnego wyskoku radości, ale nie ma złudzeń, że król czekał na ten moment.