Jan Zieliński to jeden z najlepszych polskich deblistów ostatnich lat. W grze podwójnej nasz tenisista czuje się doskonale. Niejednokrotnie kibice śledzili jego mecze, w których występował chociażby z Hugo Nysem. Panowie zakończyli współpracę pod koniec zeszłego roku. Od tego sezonu kortowym partnerem 28-latka jest Belg Sander Gille. Do tej pory polsko-belgijska para zagrała już w dwóch finałach - kolejno w Rotterdamie i Marsylii. Niestety oba kończyła porażką. Od 14 kwietnia Zieliński i Gille rywalizowali na ATP Monachium. Tam na start pokonali Niemców Andreasa Miesa i Jana-Lennarda Struffa 6:3, 3:6, 10:3, a następnie rozprawili się z duetem Rohan Bopanna/Ben Shelton (6:4, 7:5). Tym samym Polak i Belg awansowali do półfinału turnieju, gdzie czekała na nich dwójka reprezentantów gospodarzy - Kevin Krawietz oraz Tim Puetz. Co ciekawe, Jan Zieliński i Sander Gille mierzyli się z nimi w 1/8 finału tegorocznego Australian Open. Wówczas Niemcy wygrali 6(4):7, 6:4, 6:4. Jak było tym razem? Zieliński i Gille odpadli w półfinale turnieju w Monachium. A było tak blisko Spotkanie rozpoczęło się w sobotę 19 kwietnia, kilkanaście minut po godz. 11:00. Najpierw gospodarze zdołali objąć prowadzenie przy własnym podaniu, jednak rywale szybko doprowadzili do wyrównania. Na początku trzeciego gema znajdujący się blisko siatki Zieliński zmarnował świetną szansę na skończenie pozornie łatwej piłki. Spotkanie było bardzo dynamicznie. Cała czwórka popisywała się mocnymi forehandami po krosie, których prędkość mogła robić wrażenie. Po niespełna dwudziestu minutach rywalizacji lokalna publiczność z nietęgą miną widziała, jak Jan Zieliński i Sander Gille przełamują niemieckich tenisistów. Duet z Polakiem w składzie najpierw wygrywał 3:2, a chwilę później 4:2. W pierwszej akcji szóstego gema byliśmy świadkami niezwykle emocjonującej wymiany. Po serii forehandów po linii jeden z rywali w końcu zdecydował się na piekielnie silne uderzenie po przekątnej. Na torze lotu piłki stał jednak Zieliński, który nieco instynktownie zareagował precyzyjnym wolejem. Po jego zagraniu piłka nabrała jeszcze większej prędkości, czemu bezradni Niemcy mogli się tylko przyglądać. Ostatecznie pierwszy set zakończył się zwycięstwem 6:4 polsko-belgijskiej pary, która w dziesiątym gemie triumfowała "do zera". W drugiej partii scenariusz był zupełnie inny. Niemieccy zawodnicy szybko zgarnęli pierwsze trzy gemy. Kolejne dwa dopisali sobie Zieliński i Gille. I kiedy wydawało się, że Polak i jego starszy o sześć lat kolega zażegnali kryzys, wtedy rywale znów podkręcili tempo. Odskoczyli na wynik 5:3, po czym doprowadzili do wyrównania w całym meczu. Finalistów ATP w Monachium wyłonił super tie-break. W nim obie ekipy szły łeb w łeb. Nie brakowało również dramaturgii, piłek "tańczących" na taśmie i kolejnych szybkich, agresywnych wymian. Przy stanie 3:2 dla Niemców Zieliński przypadkowo trafił w Tima Puetza. Polak przeprosił, jednak wściekły rywal w trakcie zmiany stron rzucił rakietą o ziemię, po czym z chłodnym wzrokiem spojrzał w kierunku sędziego. Na tablicy wyników zrobiło się 4:4, a za moment 6:6. Jedno jest pewne - kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Reprezentanci gospodarzy wyszli na prowadzenie 9:6. Wydawało się, że lada moment "postawią kropkę nad i", jednak Polak i Belg złapali kontakt, doprowadzając do stanu 8:9. Niestety był to ich ostatni punkt w meczu. Krawietz i Puetz triumfowali w ostatniej akcji, dzięki czemu wygrali spotkanie 4:6, 6:3, 10:8 i przy aplauzie publiczności opuszczali kort. To oznaczało jedno - Zieliński i Gille pożegnali się z turniejem. W finale Niemcy zagrają ze szwedzko-holenderską parą Andre Goransson/Sem Verbeek.