W poniedziałkowych wydaniach brytyjskich gazet syn księcia Walii Karola i tragicznie zmarłej księżnej Diany panuje niemal niepodzielnie. Jego twarz można zobaczyć praktycznie na okładkach wszystkich liczących się tytułów, w różnych strojach, pozach, ale niemal zawsze z przyklejonym do twarzy wielkim uśmiechem. Nie sposób przed nim uciec, nawet omijając kilka pierwszych stron. Opanował również kolumny sportowe, które otwierają zdjęcia uwieczniające atak złości Arsena Wengera podczas derbów Londynu. Francuski trener rzuca butelkę z wodą mineralną o ziemię, oblewając przy okazji sobie płaszcz, w trakcie przegranego przez piłkarzy Arsenalu sobotniego meczu Premier League z Tottenhamem 2-3. Była to pierwsza porażka z lokalnym rywalem "Kanonierów" od 17 lat. Obok jest na ogół Murray, bądź to z wykrzywionym grymasem na twarzy w trakcie męczących wymian z Soederlingiem, albo unoszący w wysoko ręce w geście triumfu po jego pokonaniu 6:2, 6:4. Co z tego, jeśli obok cała strona opisuje z detalami sportowe osiągnięcia księcia Williama, na przykład kolejny mecz polo z jego udziałem. Mniej poważna prasa rozpływa się za to w pochwałach talentu pływackiego jego wybranki serca. Okrasza te wywody zdjęciami zgrabnej sylwetki przyszłej księżnej odzianej w dość skąpe bikini, albo wychodzącej z wody. Sporo też zdjęć i barwnych fotoreportaży z publicznych wystąpień wnuka królowej Elżbiety II i jego narzeczonej Kate Middleton, w której żyłach - niestety, co czasem wytykają złośliwi dziennikarze - nie płynie błękitna krew, a szlachecki herb zastępuje zamożny portfel rodziców, należących do "wyższej klasy średniej". Od ich zaręczyn minęło kilka dni, znana jest też data ślubu (kwiecień 2011), który zapowiada się na wydarzenie towarzyskie dekady. Można odnieść wrażenie, że cała Wielka Brytania żyje i interesuje się tylko tym. To nie jest dobry znak dla Murraya, który ma spore szanse na triumf w tegorocznym ATP World, choć czekają go jeszcze mecze grupowe ze Szwajcarem Rogerem Federerem (we wtorek o godz. 14) i Hiszpanem Davidem Ferrerem (w czwartek). Może się jednak okazać, że nawet jeśli zwycięży w niedzielę w O2 arena, to jednak za tydzień w poniedziałkowej prasie jego wyczyn znów będzie musiał ustąpić pola księciu Williamowi. Wydaje się, że aby przebić popularność członka rodziny królewskiej nie wystarczy mu triumf w turnieju masters. "Ten tytuł to za mało" - stwierdziłby pewnie najprzystojniejszy agent Jej Królewskiej Mości, czyli James Bond. Nie bez racji, bo gdyby Murray wygrał wreszcie Wimbledon, dopiero wtedy pewnie zasłużyłby na pierwsze miejsce w sercach czytelników brytyjskiej prasy. Kolejną okazję ku temu będzie miał dopiero za kilka miesięcy. Jednak z roku na rok coraz mniej ludzi - nawet wśród największych optymistów i patriotów - wierzy, że tego dokona. W końcu ostatnim Brytyjczykiem, jakiemu się to udało, był Fred Parry, w 1935 roku.