Jeszcze pod koniec czerwca Martyn Pawelski po raz pierwszy w karierze awansował do finału turnieju ITF o puli nagród 25 tys. dolarów - stało się to w Netanyi. Tam przegrał z jedynką w tych zawodach, miejscową gwiazdą Edanem Leshemem, ale punkty wywalczone w Ziemi Świętej pozwoliły mu awansować pierwszy raz do TOP 500 listy ATP. Młody zawodnik z Gliwic drugą część roku miał jednak dużo mniej udaną, wygrał zaledwie 5 z 15 spotkań, stracił sporo miejsc. Do pierwszego turnieju w 2024 roku, eliminacji challengera w Oeiras, przystąpił już jako 552. zawodnik świata, stracił ponad 80 pozycji. Tam, w Portugalii, przegrał jeszcze zacięty mecz ze świetnie dysponowanym Białorusinem Gierasimowem, ale już pokazał się z dobrej strony. Potwierdził to w halowym turnieju w Longhborough, tu już sprawił kilka niespodzianek, które pozwolą mu 22 stycznia wrócić do piątej setki rankingu. Kolejny świetny mecz Polaka. I znów pokonał znacznie wyżej notowanego rywala Pawelskiego od niedawna prowadzi Aleksander Charpantidis, były szkoleniowiec Huberta Hurkacza z czasów, gdy najlepszy polski gracz przebijał się do czołówki. Efekty ich współpracy przyszły zaskakująco szybko, bo dziś Polak po raz drugi w karierze awansował do finału turnieju ITF M25. Pokonał rozstawionego w Anglii z siódemką Amerykanina Cannona Kingsleya, który ostatnio... wyspecjalizował się w graniu trzysetowych meczów. Tak zakończyło się jego pięć dzisiejszych starć, tak było i dzisiaj. Amerykanin znakomicie serwował, w całym meczu miał 16 asów i ani jednego podwójnego błędu. W pierwszym secie zaś aż sześć, trzy swoje gemy wygrał do zera. No i przełamał Polaka na 3:1, to było kluczowe w tej partii. Pawelski miał co prawda za chwilę okazję do odrobienia straty, jedną jedyną w tym okresie, ale nie zdołał jej wykorzystać. Polak wygrał turniej i nie zwalnia tempa. Już jest drugi, zaraz po Hurkaczu Jak to często jednak bywa w meczach młodych zawodników, sytuacja dość szybko potrafi się odwrócić. W drugim secie to Pawelski przełamał rywala, ten odpowiedział rebreakiem, by za chwilę znów stracić swoje podanie. I tak doszło do trzeciego seta, najbardziej zaciętego, pełnego emocji. Pawelski był w opałach w szóstym gemie, musiał bronić break pointa. Sam zaś takiej szansy nie miał. Tenisiści doprowadzili więc do decydującego tie-breaka, a w nim serwis nie zawiódł Pawelskiego. 19-latek zaliczył w decydujących momentach aż trzy asy, od remisu 4:4 punktował już tylko on. I po 182 minutach zameldował się w finale. Kyle Edmund finałowym rywalem Pawelskiego. To dawna 14. rakieta świata! A w nim rywalem Polaka będzie Kyle Edmund - nieco ponad pięć lat temu 14. zawodnik na liście ATP. Miał wtedy swój fantastyczny czas, w Mastersie w Madrycie ograł najpierw Daniiła Miedwiediewa, później Novaka Djokovicia, a następnie - Davida Goffina. W Australian Open dotarł do półinału, po pokonaniu Grigora Dimitrowa, jesienią triumfował w Antwerpii. Brytyjczyk ma 29 lat, wciąż jest w świetnym wieku do grania, ale po odniesionej w 2020 roku kontuzji kolana nie wrócił już do dawnej formy. W efekcie teraz próbuje rywalizować w turniejach ITF. Turniej ITF M25 w Longhborough (korty twarde w hali). Półfinał Martyn Pawelski (Polska) - Cannon Kingsley (USA, 7) 3:6, 6:3, 7:6(4).