Poznański challenger od lat jest dla młodych tenisistów przepustką do lepszego sportowego świata. Tu grali m.in. późniejsi liderzy całego rankingu, Marat Safin, Jewgienij Kafielnikow, Juan Carlos Ferrero, gracze z czołowej dziesiątki, ale też najlepsi Polacy. Jerzy Janowicz (2012), a później Hubert Hurkacz (2018) cieszyli się nawet z końcowych triumfów. Już w czwartek stało się jasne, że dołączy do nich, jako finalistów, trzeci Polak, w jednym półfinale los skojarzył Kamila Majchrzaka i Maksa Kaśnikowskiego. Dzieli ich siedem lat, doświadczenie, ale łączy - zbliżona pozycja w rankingu ATP. Majchrzak wrócił do gry po długim zawieszeniu ledwie pół rok temu, a już wskoczył w rankingu live do grona dwustu najlepszych tenisistów świata. Kaśnikowski mógł to uczynić w przypadku wygranej w piątkowym półfinale. Dwa czwartkowe maratony Kamila Majchrzaka, ponad pięć setów i 4,5 godz. na korcie. Maks Kaśnikowski miał mały atut Jedna kwestia stawiała w lepszej sytuacji młodszego z Polaków - Kaśnikowski w czwartek spędził na korcie ledwie 97 minut, tyle potrzebował, by ograć w dwóch setach Czecha Dalibora Svrčinę. Majchrzak zaś do Poznania przyjechał po wyczerpującym turnieju w Bratysławie, w którym w osiem dni rozegrał aż siedem spotkań. Tam zaczynał od kwalifikacji, a na końcu cieszył się z triumfu w całych zawodach. W stolicy Wielkopolski zaś trochę nie miał szczęścia, jego środowy hit z Pablo Carreno-Bustą został przerwany po trzech kwadransach gry, pod koniec pierwszego seta. Wrócili do gry w czwartek, Polak wygrał to niezwykle zacięte spotkanie, ale już miał w nogach kolejne dwie godziny i 15 minut. A jeszcze wieczorem dodał niemal dokładnie tyle samo w ćwierćfinale z Włochem Samuelem Vincentem Ruggerim. Pytanie więc brzmiało, czy na polski hit w półfinale zdoła się odpowiednio zregenerować? Pierwszy przegrany set przez Kaśnikowskiego w całym turnieju. Po drugim już był remis 28-latek z Mery Warszawa dość szybko pokazał, że zmęczony nie jest. Już w drugim gemie dość gładko przełamał Kaśnikowskiego, był to decydujący moment całego seta. Choć u obu serwis nie jest jakimś dominującym elementem, jak np. u Huberta Hurkacza, to jednak trochę gra wyglądała jak na trawie, z dużą przewagą strony podającej. Zwłaszcza gdy serwował Majchrzak, młodszy z Polaków w jego pięciu gemach ugrał zaledwie pięć punktów. Po 33 minutach Majchrzak prowadził więc 1:0. W drugiej partii Kaśnikowski dość szybko dostał szanse na pierwszego breaka w meczu, już w drugim gemie. Długim, w którym Majchrzak nie grał aż tak dokładnie jak wcześniej. Pierwszą sytuację młodszy z Polaków zmarnował sam, wpakował piłkę w siatkę. Za drugim razem Majchrzak obronił się serwisem, za trzecim zaś popisał się efektownym smeczem. Sporo było tu ciekawych akcji, zwłaszcza efektownych skrótów, każdy wywoływał aplauz na widowni. Był też jednak i moment, który wzbudził niepokój na trybunach, po piątym gemie Majchrzak poprosił o przerwę medyczną, miał problem z nadgarstkiem. Wrócił do gry, ale w ósmym gemie znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Po dwóch wyrzuconych forhendach zrobiło się 0:40, Kaśnikowski drugą z trzech szans wykorzystał, efektownym minięciem. Młodszy z Polaków wywalczył pierwszego breaka, odskoczył na 5:3. Chwilę później zaś wyrównał na 1:1, pomógł trochę Majchrzak, który za bardzo uwierzył w moc swoich skrótów. Tyle że nie mógł też korzystać ze swojej mocnej broni, bekhendu, nadgarstek za mocno bolał. I znów jedno przełamanie zadecydowało. Cieszył się z niego Maks Kaśnikowski, pomogła... taśma Potrzebny był więc trzeci set, jak w styczniu w halowym challengerze w Belgii. Wtedy wygrał Majchrzak 6:4, 4:6, 6:3, scenariusz dwóch pierwszych setów był więc w Poznaniu podobny. Gdy go zaczynali, była już 16.30, część kibiców zaczęła rozważać szybszy powrót do domów na transmisję piłkarskiego spektaklu z Berlina, meczu Polska - Austria. Tyle że obaj nadal grali szybko, starali się korzystać z atutu serwisu. Aż w trzecim gemie, choć Majchrzak miał już 40:0, breaka wywalczył Kaśnikowski, ostatni punkt zdobył szczęśliwym zagraniem po siatce. 20-latek spod Pruszkowa miał już wszystko w swoich rękach. Pewność biła też z jego serwisów, lepiej spisywał się w dłuższych wymianach. Jakby Majchrzakowi wychodziły jednak te wszystkie trudy turnieju w Bratysławie i pracowity czwartek w Poznaniu. Nie wytrzymywał też emocjonalnie, w czwartym gemie rzucił rakietą w kort. Maks odskoczył na 3:1, miał już autostradę do swojego trzeciego finału challengera w karierze. Nie zawalił już sprawy, wygrał tę trzecią partię 6:4. - Szkoda, że Kamil nie mógł dokończyć meczu na swoich warunkach, że miał problem z tym nadgarstkiem. A mi zaczęło wtedy być trudniej. Gram tu czwarty raz, od małego o tym turnieju słyszałem. Być w finale to wielki zaszczyt - mówił Kaśnikowski po meczu. W finale rywalem młodego Polaka będzie 25-letni Argentyńczyk Camilo Ugo Carabelli, który w Poznaniu rozstawiony jest z dwójką. W najbliższy poniedziałek wróci zaś najprawdopodobniej do czołowej setki rankingu ATP.