Na korcie im. Philippe'a Chatriera pojawiły się Jelena Rybakina i Jasmine Paolini, by stoczyć batalię o półfinał Roland Garros. Pojedynek miał wiele zwrotów akcji. Pierwszy set został zdominowany przez Włoszkę, potem Kazaszka wróciła do gry. Ostatecznie to jednak tenisistka mająca polskie korzenie wygrała 6:2, 4:6, 6:4 i po raz pierwszy w karierze znalazła się w najlepszej "4" turnieju wielkoszlemowego. "To był trudny mecz. W drugim secie w mojej grze było za dużo emocji, ale powiedziałam sobie, że nie ma problemu, to wielka mistrzyni. To może się zdarzyć. Po prostu walcz i staraj się trafić każdą piłkę. Zadziałało" - dodała Włoszka. Co za sceny na korcie. Piękna radość Paolini Tenisistka o polskich korzeniach, której babcia mieszka w Łodzi, po raz pierwszy w karierze znalazła się na tym etapie zmagań w imprezie wielkoszlemowej. Włoszka i reprezentantka Kazachstanu spotkały się 1,5 miesiąca temu w Stuttgarcie i wówczas lepsza okazała się Rybakina. Teraz Paolini dostała idealną okazję do rewanżu. I ją wykorzystała! W jej grze widać było mnóstwo pasji, ale i radości z tego, gdzie się znajduje. To zresztą uwidoczniło się także po zakończeniu spotkania. Tenisistka była ogromnie szczęśliwa, co pokazała całą sobą. Kiedy mówiła o tym, że w drugim secie dała się ponieść emocjom, nie przesadzała, bo widać było, że to dla niej szczególny pojedynek. Mimo to potrafiła się opanować, za spotkała ją piękna nagroda. A sceny po zakończeniu meczu, podczas których widać było ogromną radość na jej twarzy, z pewnością zaskarbią jej sympatie kolejnych fanów. "Polskie" korzenie rewelacji French Open. Barszcz i pierogi "Prawie zapomniałam, jak mówi się po polsku, ale nie do końca. Może muszę znowu potrenować z mamą, żeby mówić lepiej" - mówiła jakiś czas temu w rozmowie z Żelisławem Żyżyńskim z Canal+. Mająca polskie korzenie tenisistka przyznała się również, że ma słabość do polskiej kuchni. A szczególnie do pierogów i barszczu.