Sytuacja z Simoną Halep, która po porażce w turnieju Rolanda Garrosa przyznała, że miała na korcie atak paniki, wywołała ogromne zamieszanie w świecie tenisa. Część kibiców i ekspertów podeszła do tego ze zrozumieniem, inni dziwili się, jak tak doświadczona zawodniczka może zwalać winę za porażkę na coś takiego. O tym, że presja może paraliżować, a psychika jest tak naprawdę kluczem do odnoszenia sukcesów, przekonało się już wielu sportowców. I to nie tylko początkujących, ale również wielkich mistrzów. Coś o tym wie znakomita w przeszłości tenisistka z Argentyny Gabriela Sabatini, która przyznała, że zdarzało jej się nawet celowo przegrywać mecze, byle tylko uniknąć mediów. Miłość od pierwszego wejrzenia Historia urodzonej w 1970 roku Sabatini zaczyna się dość podobnie jak wielu innych dzieciaków, zaczynających swoją przygodę z tenisem. Dobrze sytuowana rodzina i ojciec, który chciałby, aby jego dziecko zostało gwiazdą tej prestiżowej dyscypliny. Przy czym w tym przypadku postawił na swojego syna Osvaldo, który jednak nie wykazywał zbyt dużego talentu. A na pewno nie taki, jak malutka Gabriela! Już w wieku sześciu lat, kiedy zaczęła swoją przygodę z tenisem, wykazywała ogromny talent. A przy tym zakochała się w rakiecie i nie trzeba było zmuszać jej do niczego. Sama chciała jak najwięcej grać i trenować, nie było mowy o zmuszaniu przez rodziców. Już mając osiem lat, pod okiem zatrudnionego przez ojca profesjonalnego trenera, wygrała swój pierwszy turniej, natomiast jako dwunastolatka była najlepsza w Argentynie. Tenisowy świat zaczął się przed nią otwierać, a już w pierwszym roku profesjonalnej kariery wygrał tenisowy turniej w Tokio. Niemiecki "koszmar" W 1988 roku Gabriela Sabatini awansowała do swojego pierwszego wielkoszlemowego finału. Przegrała tam jednak w trzech setach (3:6, 6:3, 1:6) z Niemką Steffi Graf. Przegrała z nią zresztą również w finale igrzysk olimpijskich w Seulu, choć akurat srebrny medal w Argentynie przyjęto z radością. Cała kariera Sabatini ułożyłaby się z całą pewnością zupełnie inaczej, gdyby nie trafiła na czasy znakomitej Niemki. W turniejach Wielkiego Szlema mierzyła się z nią dwanaście razy i tylko raz, w finale US Open w 1990 roku, zdołała ją pokonać. To zresztą też jedyny triumf Argentynki w zawodach singlowych tej rangi. Co ciekawe, ma też jeden triumf w deblu, w Wimbledonie w 1988 roku. Wtedy jej partnerką była... Graf. Jeśli nie możesz pokonać swojego wroga, to się do niego przyłącz! Sabatini stoczyła z Niemką 40 pojedynków, wygrała tylko 11. Nigdy nie dowiemy się, ileż bogatsza byłaby jej gablota z trofeami, gdyby nie trafiła na Steffi Graf. Z drugiej strony sama argentyńska zawodniczka podkreślała, że jest dumna z tego, że mogła rywalizować z tak wielką tenisistką. Królowa półfinałów O Sabatini można powiedzieć, że była królową półfinałów. To była faza turnieju, w której najczęściej kończyła swój udział. Aż pięciokrotnie była w półfinale Rolanda Garrosa, a czterokrotnie na tym poziomie rywalizacji odpadała w Australian Open. I w tym dwóch imprezach ani razu nie awansowała do finału. Po trzy razy dochodziła do półfinałów US Open i Wimbledonu, ale tam udało jej się pokonać "klątwę". Tych półfinałów w karierze Sabatini było dużo więcej. I niestety nie zawsze wynikało to z faktu, że rywalka zwyczajnie była lepsza. W 2013 roku w rozmowie z dziennikiem "La Nation" Argentynka wyjawiła, że od małego borykała się z chorobliwą wręcz nieśmiałością. Była ona przeszkodą do tego stopnia, że zawodniczka... celowo przegrywała mecze, żeby tylko nie musieć rozmawiać z dziennikarzami. Czytaj także: Była gwiazdą tenisa. Po związku z aktorem porno chciała popełnić samobójstwo - Kiedy byłam młoda, zdarzało mi się, najczęściej w półfinałach, celowo przegrywać mecze. Nie robiłam tego dla pieniędzy. Po prostu byłam straszną introwertyczką i chciałam szybko wracać do domu, bałam się rozmów z dziennikarzami. To mnie paraliżowała - przyznawała po latach Sabatini. Później, już po zakończeniu kariery, cieszyła się, że funkcjonowała w czasach, kiedy nie było jeszcze mediów społecznościowych. Nawet bez tego miała problemy i starała się robić wszystko, żeby zadowolić innych, zamiast zwyczajnie być sobą. A fani i dziennikarze nie mieli nawet odrobiny tych możliwości, które mają obecnie. Wypalona Choć Sabatini odnosiła sporo zwycięstw, zaczęła się wypalać. Przełomowym był rok 1993, kiedy to aż trzykrotnie zmieniała trenera. Zaczęła też tracić ochotę do ciężkich treningów, tęsknota za normalnym życiem była coraz większa. Właściwie od dziecka nie miała czasu na wakacje, imprezy czy wyjścia ze znajomymi. Prowadziła się bardzo profesjonalnie, zdrowo odżywiała i trenowała niemal cały rok, mając przerwę tylko w grudniu, co z wiekiem coraz bardziej jej doskwierało. I właśnie po kilku zmianach trenera, kiedy miała już wszystkiego dość, zaczęła korzystać z pomocy psychologa, z którym wspólnie doszli do wniosku, że jako tenisistka jest wypalona. Do 1996 roku kontynuowała karierę, ale kolejne urazy i kontuzje sprawiły, że postanowiła powiedzieć dość i zawiesiła rakietę na kołku. Perfumy, podróże romanse Dziś Sabatini kojarzona jest głównie z marką perfum, będącą jedną z najbardziej znanych na świecie. Była tenisistka udziela się również charytatywnie na rzecz olimpiad specjalnych, UNICEF-u i UNESCO. Jest również blisko tenisa, rozgrywając od czasu do czasu mecze pokazowe, między innymi ze Steffi Graf. Argentynka uchodziła przez wiele lat za jedną z najpiękniejszych zawodniczek w całym tourze. Po zakończeniu kariery media przypisywały jej romanse z Rickym Martinem, Michaelem Boltonem, a nawet Donaldem Trumpem. Z żadnym jednak nie związała się na dłużej, choć często w wywiadach powtarza, że marzy o wyjściu za mąż i założeniu rodziny. Jej sława jednak sprawia, że trudno znaleźć partnera, który byłby gotowy się z nią zmierzyć. Sporo również podróżuje, choć wcześniej przyznawała, że w czasie kariery tego bardzo nie lubiła. Spędzanie czasu w hotelach i ciągła zmiana lokalizacji sprawiły, że w pewnym momencie czuła strach już nawet przed samym pakowaniem, co zresztą trwało nawet po zakończeniu kariery. Kiedy jednak podróże stały się przyjemnością, a nie wymogiem, zmieniła swoja zapatrywania i stała się ich fanką. Gabriela Sabatini, piękna, utalentowana i zdeterminowana, dla wielu fanów tenisa była synonimem sukcesu. Była też zawodniczką tak nieśmiałą, że wolała przegrać mecz niż narażać się na rozmowę z dziennikarzami. Okiełznała swoje demony, choć to wszystko nie pozostało bez wpływu na jej karierę. Mimo to może być z siebie bardzo zadowolona. A to niezwykle dużo. Jej się udało, ale ile jest takich, którym się nie udaje?