Po przegranym finale w Wimbledonie Ons Jabeur miala dość duże problemy na kortach twardych, choć były one też związane z problemami zdrowotnymi Tunezyjki. Nie błyszczała w US Open, ale zmagała się tam z infekcją, później w San Diego i Guadalajarze było jeszcze gorzej. Zastanawiała się nawet w pewnym momencie nad dłuższym odpoczynkiem, ale sytuację zmienił występ 29-letniej tenisistki w małych zawodach w Ningbo. Jabeur raczej unika tego typu turniejów, rangi 250, ale w tym portowym mieście we wschodnich Chinach wyszło jej niemal wszystko. Niemal, bo męczyła się z 526. obecnie rakietą świata Wierą Zwonariową, ale ostatecznie doszło do finału i tam pokonała Dianę Sznajder. Ten turniej był dla Tunezyjki idealnym przetarciem, najwyżej klasyfikowane rywalki były pod koniec pierwszej setki w rankingu. W Pekinie poprzeczka poszła w górę i już na drugiej przeszkodzie Jabeur wypadła z gry. Marta Kostiuk się odrodziła. Wygrała seta, który praktycznie był już przegrany W drugiej rundzie zmagań w Pekinie Jabeur zmierzyła się bowiem z Martą Kostiuk - zawodniczką bardzo chimeryczną, o ogromnych możliwościach, ale jednocześnie często zawodzącą. Ukrainkę od niedawna prowadzi była polska tenistka Sandra Zaniewska, wyniki zbytnio się nie poprawiły, ale też tenisistka Kijowa zwykle dość szybko wpada na faworytki. Stąd bilans - zaledwie dwa zwycięstwa i aż sześć porażek w kilku poprzednich tygodniach. W Pekinie to się może zmienić, już samo jej zwycięstwo nad wyżej notowaną Elisabettą Cocciaretto było cenne. A pokonanie Jabeur - szczególnie cenne. Kostiuk miała w pierwszym secie - tak generalnie - dobrą skuteczność po pierwszym podaniu, ale akurat nie w pierwszym gemie. Gładko go przegrała, ta strata ciągnęła się za nią niemal do końca partii. Jabeur prowadziła 5:4, serwowała po całego seta, prowadziła 40:15. Miała dwie doskonałe okazje, by ustawić sobie całe spotkanie. I wtedy Kostiuk zaczęła grać jak z nut, wygrała cztery akcje z rzędu, wyrównała na 5:5. I podobnej sztuki dokonała w tie-breaku, ze stanu 1:3 wyszła na 6:3 - znów pokazała, że może być mocna w starciu w starciach z gwiazdami. Jedna wygrana piłka Tunezyjki po pierwszym serwisie. W całym secie! Koszmar Jabeur przegrała tego zaciętego seta i dopadła ją jakaś dziwna niemoc. Szczególnie przy własnym serwisie, nie wygrała ani jednego swojego gema! To już widzieliśmy w Pekinie wniektórych pojedynkach, nawet Igi Świątek z Sarą Sorribes Tormo. Tyle że Tunezyjka oddawała je niemal bez walki, starała się coś zrobić przy podaniu rywalki, raz przełamała Kostiuk. Nie miało to znaczenia, bo jak tu marzyć o wygraniu meczu, gdy w kluczowym secie wygrywa się... jedną z jedenastu piłek przy swoim pierwszym podaniu? Po 78. minutach Kostiuk mogła się więc cieszyć z wygranej i awansu do trzeciej rundy. O ćwierćfinał powalczy z Rosjanką Ludmiłą Samsonową, z którą do tej pory jej zupełnie się nie wiodło (bilans 0:3).