Niemal dokładnie dwa lata temu Paula Badosa wypadła z czołowej dziesiątki świata - straciła wtedy punkty za wygrany rok wcześniej jesienny Indian Wells, sama zaś nie nadrobiła tych strat w Ostrawie, San Diego i Guadalajarze. To był czas Igi Świątek, która wiosną została liderką rankingu WTA, ale przecież niemal na samym początku tuż za nią była właśnie Badosa. W kolejnym sezonie Hiszpanka, trapiona licznymi dolegliwościami, w końcu zdecydowała się na dłuższą przerwę, po Wimbledonie. Zniknęła na pół roku, do tegorocznego Australian Open przystępowała jako setna zawodniczka w rankingu. I długo nic nie wskazywało na to, że będzie w stanie się tak szybko odbudować. I nie chodzi już nawet o jej formę sportową, ale wciąż wracające problemy zdrowotne. Krecz w Hua Hin w meczu z Dianą Sznajder, za chwilę to samo w Dubaju w meczu z Lulu Sun. Wielu z państwa pewnie pamięta przejmujące sceny podczas nocnego meczu drugiej rundy w Stuttgarcie z Aryną Sabalenką, jej bliską przyjaciółką w tourze, gdzie Hiszpanka grała znakomicie. A jednak przy stanie 3:3 w trzecim secie musiała poddać spotkanie. Był to jej ostatni krecz, przełom nastąpił latem, gdy świadomie zrezygnowała z gry na mączce w turnieju olimpijskim. Wybrała zmagania w Waszyngtonie, dostała dziką kartę i niespodziewanie wygrała. I tak zaczął się mecz Hiszpanki, który w niedzielę może zakończyć się powrotem do TOP 10 rankingu. Jeśli wygra cały turniej WTA 500 w Ningbo. Tenis. Pewnie zwycięstwo Pauli Badosy nad Beatriz Haddad Maią w turnieju WTA 500 w Ningbo Hiszpanka pokazała bowiem w meczu z Beatriz Haddad Maią, dziesiątą obecnie rakietą świata, fenomenalną dyspozycję. Tak to można określić, bo przecież będąca w wysokeij formie Brazylijka wcale nie grała złego spotkania. A mimo to nie miała nic do powiedzenia. Badosa imponowała serwisem, nie dała rywalce żadnej okazji do przełamania podania. Gdy trafiała w karo za pierwszym razem, niemal gwarantowała sobie punkt. A i w dłuższych wymianach prezentowała się lepiej. Mimo że rywalka słynie z żelaznej kondycji, potrafi grać trzygodzinne boje i świetnie wciąż biegać. W pierwszym secie o triumfie Hiszpanki przesądził szósty gem, wtedy zaliczyła breaka. Mogła skończyć sprawę już przy stanie 5:2, i podaniu rywalki, ale wtedy Haddad Maia break pointa obroniła. A za chwilę i tak przegrywała 0:1. W drugiej partii wszystko potoczyło się jeszcze szybciej, dwa kolejne przełamania sprawiły, że Badosa odskoczyła na 5:1. Wygrała całe spotkanie półtoragodzinne spotkanie 6:3, 6:2, prezentowała się jak tenisistka z najlepszych swoich czasów. I mogą cieszyć się tenisistki, które zakwalifikowały się do WTA Finals, że Badosy tam zabraknie - w tym Iga Świątek. Polka ma z nią bilans 1:1, przegrała w igrzyskach w Tokio. Hiszpanka formę złapała za późno, dziś w rankingu Race live wskoczyła na 11. pozycję. Choć gdyby kontuzja Barbory Krejcikovej okazała się poważna, to kto wie. Triumf w Ningbo pozwoliłby Badosie wskoczyć na dziewiątą pozycję w tym rankingu, przed Danielle Collins, a za Emmę Navarro. Strata to Amerykanki byłaby spora, aż 365 punktów. Obie są zgłoszone do turnieju w Tokio, ale tam musiałby zdarzyć się cud. O finał Hiszpanka zagra w sobotę z Darią Kasatkiną. Wygrała z nią trzy ostatnie spotkania, w tym podczas tegorocznego Wimbledonu.