Był kwiecień 2014 roku i druga edycja turnieju WTA w Katowicach z pulą nagród 250 tysięcy dolarów, po raz pierwszy z udziałem Agnieszki Radwańskiej. Krakowianka była wówczas numerem 3 na świecie, w "Spodku" rozstawiona z numerem 1 i zarazem wielką faworytką imprezy przed własną publicznością. Wszystko szło zgodnie z planem do półfinału, w którym Polka zmierzyła się z rozstawioną z "czwórką" Alize Cornet. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Iga Świątek przed wielką szansą. Może wyrównać swój rekord Początek spotkania zapowiadał - na oczach niżej podpisanego - kolejne przekonujące zwycięstwo popularnej "Isi", tak jak we wszystkich poprzednich meczach tych zawodniczek - jak choćby miesiąc wcześniej w Indian Wells. Polka w Katowicach wręcz rozgromiła rywalkę w pierwszym secie 6:0. Ale mecz się niespodziewanie odwrócił - Cornet się otrząsnęła, wygrała drugą partię do 2, a w trzeciej coraz bardziej sfrustrowana Radwańska przegrała 4:6 i zarazem ku rozczarowaniu widzów cały pojedynek. A dzień później nader sympatyczna Francuzka w emocjonującym również trzysetowym finale pokonała Włoszkę Camilę Giorgi. Był to jeden z sześciu triumfów Cornet w cyklu WTA. Po raz ostatni cieszyła się z tego trzy lata temu, w szwajcarskim Gstaad. Tenisistka z Nicei nigdy nie zawojowała jednak Wielkiego Szlema, najwyżej doszła do ćwierćfinału w Melbourne - pół roku temu; w Wimbledonie udało jej się raz zagrać w 1/8 finału (2014), ani przez moment nie była też w Top 10 żeńskiego tenisa - w 2009 roku zajmowała najwyższe w karierze 11. miejsce - ale może pochwalić się jedną z najbardziej stabilnych karier w WTA: ubiegły sezon był już jej 15. kolejnym w pierwszej setce rankingu! Cornet to jedna z najbardziej sympatycznych tenisistek w zawodowym tourze, zawsze się uśmiecha. Ale nie gryzie się też w język - ostatnio, już w Londynie, zaszokowała opinię publiczną, gdy ujawniła skrywaną tajemnicę niedawnego French Open, dotyczącą koronawirusa: - Na Roland Garrosie była epidemia Covid, ale nikt o tym nie mówił. W szatni wszyscy to mieliśmy i nic nie powiedzieliśmy - wypaliła Cornet na konferencji prasowej po zwycięskim meczu z Kazaszką Julią Putincewą. Dziś Cornet plasuje się na 37. pozycji w światowej hierarchii, ale jest tenisistką waleczną i nieobliczalną. Czy dziś pokusi się o kolejną sensację i wyeliminuje inną faworytkę rodem z Polski, Igę Świątek? W dwóch meczach singlowych w tegorocznym Wimbledonie Francuzka nie straciła jeszcze seta, a jak na ponad 30-letnią zawodniczkę, nie oszczędza się i jest bardzo zapracowana - do kolejnych rund awansowała także w deblu (z Diane Parry wyeliminowały Magdę Linette i Amerykankę Bernardę Perę) oraz w mikście (w parze z Edouardem Regerem-Vasselinem). Z Polską Cornet do niedawna łączyła jeszcze jedna nić - przez ponad rok jej główną trenerką była o dwa lata młodsza (!) katowiczanka Sandra Zaniewska, a współpraca zakończyła się po ubiegłorocznym Australian Open (Zaniewska dziś jest jedną z dyrektorek wielce popularnej tenisowej akademii Patricka Mouratoglu pod Niceą). - Alize to bardzo bezpośrednia dziewczyna, na początku było między nami trochę dystansu, ale szybko wciągnęła mnie w krąg swoich najbliższych, którzy tworzą fajną, wesołą grupę. Co nie przeszkadzało nam zarazem w bardzo profesjonalnej pracy z Alize - opowiadała mi Zaniewska. Trener Fręch pełen wiary przed starciem z Halep. "Magda wytoczy wszystkie dywizje!" Z kolei w wywiadzie dla "Tenisklubu" Zaniewska tak tłumaczyła moment zakończenia współpracy. - Myślę, że zrobiłyśmy naprawdę fajną pracę razem. Wiem, że przez te niecałe półtora roku, Alize wielokrotnie wychodziła ze strefy komfortu i mimo że jako tenisistka jest już w dojrzałym wieku, a jej kariera zawodowa jest bardzo długa, to obdarzyła mnie na początku dużym zaufaniem i wiele rzeczy i przyzwyczajeń musiała pozmieniać. To nie zawsze jest łatwe dla dojrzałych zawodniczek, a jej fajnie to wychodziło. Przyszedł jednak taki punkt, że musiałyśmy pójść swoimi drogami - stwierdziła katowiczanka. Z Londynu - Tomasz Mucha, Interia