Poprzednim profesjonalnym startem Pironkowej, która obecnie nie jest sklasyfikowana w rankingu WTA, był Wimbledon 2017. Potem zmagała się z kłopotami zdrowotnymi oraz urodziła dziecko. "Wracając do touru po trzech latach nieobecności zawsze ma się pewne wątpliwości. Moje obecne wyniki naprawdę mnie cieszą, bo są potwierdzeniem tego, że dobrze się przygotowałam do powrotu" - oceniła. Przyznała, że najtrudniejszy jest obecnie dla niej aspekt fizycznego podołania kilkuetapowej rywalizacji. "Nie miałam okazji wystąpić w innym turnieju przed tym. Rozegranie kilku meczów z rzędu jest dla mnie naprawdę dużym wyzwaniem" - podkreśliła prawie 33-letnia zawodniczka. W czwartek sprawiła wielką niespodziankę, eliminując w drugiej rundzie rozstawioną z "10" Garbine Muguruzę. Hiszpanka to triumfatorka French Open z 2016 roku i Wimbledonu sprzed trzech lat oraz finalistka styczniowego Australian Open. W pierwszym secie Bułgarka przegrywała już 3:5, ale udało jej się wygrać cztery kolejne gemy i wygrać zarówno tę partię, jak i kolejną. "Naprawdę nie wiem, jak to wyjaśnić. Wspaniale jest grać bez tej dodatkowej presji, jaka wcześniej mi towarzyszyła. Wówczas wygranie meczu było dla mnie niemal sprawą życia i śmierci. Teraz tak nie jest. Obecnie przede wszystkim czerpię radość z samego przebywania na korcie" - zaznaczyła Pironkowa, która jest półfinalistką Wimbledonu z 2010 roku. W nowojorskich zmaganiach wielkoszlemowych najlepiej poszło jej dwa lata później, gdy dotarła do 1/8 finału. Jej kolejną rywalką w bieżącej edycji będzie rozstawiona z "24" Chorwatka Donna Vekić.