Zarówno 16. w rankingu ATP Cilić, jak i będący 11. rakietą świata Nishikori zszokowali tenisowy świat, eliminując w półfinałach faworytów. Niespełna 26-letni Chorwat pokonał Szwajcara Rogera Federera, turniejową "dwójkę", a młodszy o rok Japończyk wygrał z najwyżej rozstawionym Serbem Novakiem Djokoviciem, finalistą czterech poprzednich edycji US Open. Obaj uczestnicy poniedziałkowego pojedynku zaprezentowali jednak w tych pojedynkach bardzo pewną i niemal bezbłędną grę. Żaden z nich nigdy wcześniej nie wystąpił w spotkaniu o taką stawkę. Azjata mógł się dotychczas pochwalić co najwyżej dotarciem do ćwierćfinału Australian Open w 2012 roku. Jego rywal z kolei w tej samej imprezie znalazł się w najlepszej "czwórce". Poprzednim Chorwatem, który zagrał w decydującym spotkaniu Wielkiego Szlema był trener Cilicia Goran Ivanisevic, triumfator Wimbledonu z 2001 roku. Nishikori zaś jest nie tylko pierwszym Japończykiem, ale i Azjatą, który zagra w finale turnieju tej rangi. Statystki przemawiają na korzyść wyżej notowanego z tenisistów. Wygrał pięć z ich siedmiu dotychczasowych meczów. Cilić ma jednak dodatkową motywację, by udowodnić swoją wartość w Nowym Jorku. Ubiegłoroczną edycję US Open opuścił ze względu na dyskwalifikację (karę z dziewięciu miesięcy zmniejszono na cztery). Nałożono ją na niego za stosowanie niedozwolonego niketamidu, substancji psychoaktywnej o działaniu stymulującym. Eksperci podkreślają zaskakujący skład finału. Zwracają uwagę, że po raz ostatni w decydującym spotkaniu Wielkiego Szlema nie było żadnego tenisisty z "Wielkiej Czwórki" (Federer, Djoković, Brytyjczyk Andy Murray i Hiszpan Rafael Nadal) dziewięć lat temu. Wówczas w styczniowym Australian Open triumfował Rosjanin Marat Safin, który pokonał przedstawiciela gospodarzy Lleytona Hewitta. W 2005 roku również - tyle że podczas majowego French Open - po raz ostatni z kolei w finale zmierzyło się dwóch zawodników, dla których był to pierwszy występ w decydującym spotkaniu Wielkiego Szlema. W Paryżu dziewięć lat temu Nadal wygrał z Argentyńczykiem Mariano Puertą. Z kolei 17 lat trzeba było czekać, by w finale US Open wystąpili dwaj zawodnicy spoza czołowej "10" rankingu ATP.