W drugiej rundzie tegorocznej rywalizacji US Open Świątek zmierzyła się w dokończonym w piątek meczu z reprezentantką gospodarzy Sachią Vickery. Wygrała 6:7 (5-7), 6:3, 6:4. Czwartkowe spotkanie zaplanowano na sesję wieczorną, co w pierwszej rundzie - w starciu z Rosjanką Weroniką Kudermetową - było nieco kłopotliwe dla Polki. - Dosyć dawno nie grałam przy sztucznym oświetleniu i trochę mnie bolały oczy. Byłam też jakoś dziwnie rozkojarzona. Ale tym razem było dużo lepiej i zupełnie nie wpłynęło to na moją postawę - powiedziała 19-letnia warszawianka. Pierwszy set to bardzo wyrównana walka, zakończona tie-breakiem, w którym wydarzyło się coś niesamowitego. Polka rozpoczęła go z wysokiego C i od prowadzenia 5-0. Ale potem przegrała siedem kolejnych wymian i w rezultacie to Vickery mogła się cieszyć z wygranej. - Czy coś takiego mi się przytrafiło już wcześniej? Chyba tak, na turniejach niższego poziomu oraz gdy grałam jako juniorka. Ale tu w tourze to była dla mnie nowa sytuacja. Szczerze, to nie czułam, że tracę kontrolę. Parę razy zagrałam nonszalancko i uciekły mi punkty. Byłam też zmęczona strukturą tego meczu i tego, że grałam falami. Na szczęście mecz został przerwany i mogłam wrócić do hotelu. Ciężko było zasnąć, ale postanowiłam, że muszę wyluzować.. - wyjaśniła Świątek. Przerwa została spowodowana opadami deszczu, które zablokowały rozegranie do końca meczów na bocznych kortach. Dokończenie przypadło na piątkowy poranek i faktycznie po korcie biegała nieco inna Świątek. - W czwartek próbowałam tylko przebijać piłkę i grałam falami. W piątek powiedziałam sobie, że wszystko zaczyna się od nowa, że rozluźnię rękę i zagram po swojemu. Chciałam przyspieszyć i nie interesowało mnie, czy to wejdzie czy nie. Nie przejmowałam się błędami, bo zdaję sobie sprawę, że robię ich tutaj bardzo dużo. Może to dziwnie zabrzmi, bo jestem w trzeciej rundzie Wielkiego Szlema, ale nie do końca gram tutaj swój tenis - stwierdziła 19-latka. Taktyka się opłaciła, bo Polka wygrała drugiego seta 6:3 i o wszystkim musiał zadecydować trzeci. Polka nie weszła w niego zbyt dobrze, bo przegrywała 0:2 i 1:3. I wówczas pokazała charakter, bo wygrała pięć z następnych sześciu gemów i przechyliła szalę na swoją korzyść. - Jak sobie poradziłam z presją przy 1:3? Może to nie zabrzmi profesjonalnie, ale żeby złapać trochę luzu... nuciłam sobie piosenki. Nie powiem jakie, bo każdy będzie chciał je nucić (śmiech). To mój autorski pomysł, który działał, kiedy miałam 13 lat i teraz też się sprawdził - tłumaczy Świątek. Na Polkę w trzeciej rundzie czeka doświadczona Azarenka. Białorusinka, która w 2012 była nr 1 w rankingu WTA, w tegorocznym US Open gromi rywalki, oddając im zaledwie siedem gemów. "Awans do 3. rundy cieszy. Cieszy też to, że wykonałam swój plan minimum. Teraz nie mam nic do stracenia, zagram swój tenis i powalczę. Mam nadzieję, że jeśli nie popełnię tylu błędów, to sprawię niespodziankę" - podsumowała Polka. Z Nowego Jorku Tomasz Moczerniuk