Miedwiediew pokonał w piątek w Nowym Jorku Bułgara Grigora Dimitrowa 7:6 (7-5), 6:4, 6:3, co dało mu przepustkę do pierwszego w karierze finału Wielkiego Szlema. - Nie jest źle...A tak na poważnie, jestem w finale, bardzo się cieszę. Wygrałem dziś w trzech setach, co udało mi się dopiero drugi raz od początku turnieju - zwrócił uwagę w pomeczowym wywiadzie rozstawiony z "piątką" zawodnik. Pozostałe cztery dotychczasowe pojedynki w tej imprezie rozstrzygnął na swoją korzyść w czterech partiach. Jego zdaniem kluczowa dla losów meczu z Dimitrowem była pierwsza odsłona. - Czułem, że to Grigor był bliżej zwycięstwa w niej, ale to mi udało się ją zapisać na swoim koncie. To był moment przełomowy w tym spotkaniu - ocenił. 23-letni zawodnik jest ostatnio w świetnej formie - w trzech imprezach ATP poprzedzających US Open także dotarł do finału. Przed nim w liczonej od 1968 roku Open Erze udało się to tylko Ivanowi Lendlowi (1982) i Andre Agassiemu (1995). Rosjanin w Waszyngtonie i Montrealu musiał uznać w decydującym spotkaniu wyższość rywali, ale w Cincinnati triumfował. W ostatnich tygodniach w Ameryce Północnej jego bilans to 20 zwycięstw i dwie porażki. - Kiedy pojawiłem się w Stanach Zjednoczonych, to nie wiedziałem, że będzie tak dobrze. Muszę więc przyznać: kocham USA! - dodał z uśmiechem. Jego słowa można też odczytać jako kolejny gest pojednania w stronę nowojorskiej publiczności. W każdym ze swoich pierwszych trzech meczów US Open zachowywał się niesportowo, za co nałożono na niego kary finansowe. Miejscowym kibicom naraził się zwłaszcza tym, że w pewnym momencie dyskretnie pokazał w stronę trybun środkowy palec. Dopiero po dobrej grze w ćwierćfinale i późniejszych przeprosinach wybaczyli oni niepokornemu zawodnikowi. W piątek z kolei już od początku go oklaskiwali. Mimo piątkowej porażki Dimitrow, który w przeszłości był trzecią rakietą świata, także ma powodu do zadowolenia. Zajmujący obecnie 78. miejsce w rankingu ATP Bułgar w przeciwieństwie do Miedwiediewa przed dotarciem na korty kompleksu Flushing Meadows przechodził trudne chwile - przegrał siedem z ośmiu ostatnich meczów, w tym w lipcu w Atlancie z 405. na światowej liście Kevinem Kingiem. W Nowym Jorku przeszedł całkowitą przemianę. Po raz pierwszy w karierze awansował do półfinału tej imprezy i powtórzył swój najlepszy wynik w Wielkim Szlemie.