Polka zanim pojawi się na kortach w hali Bronowianki i w centrum tenisowym Wola Sport Paradise wystąpi w turnieju w Quebeku. - O starcie w Kanadzie dowiedziałam się miesiąc temu. Ma to związek zw zwycięstwem w turnieju ITF w Vancouver. W związku ze zmianą czasu będzie ciężko, ale myślę, że uda mi się zagrać dobrze i w Quebeku, i Krakowie. INTERIA.PL: To będzie dla Ciebie praktycznie debiut w rodzinnym mieście. Urszula Radwańska: - Dokładnie. Ostatni raz grałam tutaj jakieś cztery lata temu w turnieju drużynowym. Do tej pory nie było obiektu, a przede wszystkim chętnego do zorganizowania takiego turnieju, jak Salwator Cup. Dlatego jestem bardzo zadowolona, że będę miała okazję zagrać u siebie. Zawsze jak zawodniczka gra we własnym kraju to odczuwa presję, ale myślę, że będzie fajnie. Koleżanki i koledzy zapowiadają wizytę na kortach? - Już cała moja klasa pytała się czy zaproszę ją na ten turniej, bo chcą kibicować, ale jeszcze nie wiem, jak to będzie. Warto organizować takie turnieje w Krakowie? - Oczywiście. Reklamujemy przecież tenis w mieście, a przy okazji samo miasto. Kraków jest jednym z najpiękniejszych miast i to na pewno zauważą zawodniczki, które tu przyjadą. Na którą z tenisistek nie chciałabyś trafić w pierwszej rundzie? - Ciężko mi powiedzieć. Na pewno nie chciałabym wylosować zawodniczki rozstawionej, lepiej żeby miała ranking podobny do mojego. Grałaś już z którąś z najwyżej rozstawionych zawodniczek Salwator Cup? - Dwa tygodnie temu w ćwierćfinale turnieju w Taszkiencie grałam z Niemką Sabine Lisicki. Przegrałam z nią w trzecim secie 6:7, było więc blisko. Mogłabym jednak jeszcze raz z nią się spotkać, mi to nie przeszkadza (śmiech). We wrześniu wydawało się, że szturmujesz pierwszą setkę rankingu. - To prawda, tym bardziej, że Agnieszka tak szybko znalazła się w jego czołówce. Ja jednak idę zupełnie inną drogą. Rozmawiał: Paweł Pieprzyca