W Londynie młodsza z krakowskich sióstr nie zdołała przebić się przez kwalifikacje w singlu. Przeszła za to dwie rundy eliminacji w deblu z Rosjanką Ariną Rodionową, a także jedną w turnieju głównym. Poniosły porażkę z rozstawionymi z numerem trzecim Amerykankami Liezel Huber i Lisą Raymond 1:6, 0:6. Z tymi samymi zawodniczkami przegrały dwa tygodnie wcześniej w pierwszej rundzie turnieju WTA Tour na trawie w Birmingham. "Nie planowałam wcześniej zagrać tu debla, ale jakoś tak wyszło. Zresztą załapałyśmy się jako ostatnie do kwalifikacji. Szkoda mi trochę eliminacji singla, ale w pierwszej rundzie trafiłam na Aleksandrę Wozniak, która okazała się zbyt mocna. Trochę jestem zawiedziona, bo lubię grać na trawie i oczekiwałam lepszych wyników, zarówno tutaj, jak i wcześniej w Birmingham. Nie wyszło, więc teraz muszę się znów przestawić szybko na grę na kortach ziemnych. Po Wimbledonie ruszam na dwa turnieje ITF do Francji. Prawdopodobnie pojadę tam z mamą, ale jeszcze do końca tego nie ustaliłyśmy" - powiedziała Urszula Radwańska. "W sumie jestem trochę zaskoczona, że z Ariną dość łatwo się zgrałyśmy, no i na korcie jest dość spokojnie, choć obydwie mamy temperament. Wydawałoby się, że powinna wyjść z tego mieszanka wybuchowa. A tu, o dziwo, były takie momenty, że uspokajałyśmy się nawzajem. Widać minus i minus dają plus, różnie to bywa i wszystko zależy od sytuacji. Na pewno jej starsza siostra Anastazja ma trudniejszy charakter i wszyscy się jej boją. Z nią na pewno bym się nie zdecydowała na wspólną grę, bo mogłaby się źle skończyć" - dodała. Podczas miesięcznych występów w Anglii towarzyszył jej krakowski trener Ryszard Major. Natomiast starszej siostrze Agnieszce - Tomasz Wiktorowski, kapitan reprezentacji Polski w rozgrywkach o Fed Cup. Obaj tymczasowo zastępują ojca Roberta Radwańskiego, który postanowił zostać w domu. "Na razie jeszcze nie wiadomo czy tata poleci z nami na cykl turniejów do Ameryki. Po prostu jeszcze szczegółów nie ustaliliśmy, a zrobimy to na spokojnie w najbliższych tygodniach. Na razie tata chce pomieszkać trochę w Krakowie i odpocząć, my też trochę chcemy odpocząć od siebie. Taka mała przerwa, a potem zobaczymy co i jak" - stwierdziła Radwańska, obecnie 138. w klasyfikacji WTA Tour. W sierpniu 2009 roku krakowianka była już numerem 62. na świecie. Gdy kolejny sezon rozpoczęła na 74. pozycji w rankingu doznała pęknięcia jednego z kręgów w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Konieczna była operacja i półroczna przerwa na rehabilitację. Po przerwie spadła do trzeciej setki i wciąż nie udało jej się odrobić strat. "Z plecami już od dłuższego czasu jest raczej w porządku. Owszem, czasem coś jeszcze zaboli. Jednak na pewno nie tak mocno jak w styczniu, gdy miałam stan zapalny kręgu i musiałam wziąć zastrzyk ze sterydem, żeby przeszło. Teraz jest już dobrze i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Na koniec sezonu moim celem jest być na tyle wysoko w rankingu, żebym mogła w Australian Open zagrać od razu w turnieju głównym. W tym roku miejsce w drabince dawała chyba 107. pozycja na świecie, więc to jest plan minimum" - uważa Urszula Radwańska. "Oczywiście bardzo chciałabym jak najszybciej wrócić do pierwszej setki, ale jak będzie - zobaczymy. Raczej nie liczę, żebym mogła w sierpniu w US Open ominąć eliminacje, bo za dwa tygodnie zamkną listę zgłoszeń, a ja wciąż jestem zbyt daleko. No chyba, że jakoś rewelacyjnie mi pójdzie w tych ITF-ach we Francji. Nawet nie wiem ile mi brakuje punktów, żebym była pewna gry w Nowym Jorku. Wcześniej na pewno polecę z Agnieszką do Stanów i będę tam próbowała swoich sił w eliminacjach turniejów WTA" - dodała.