Olgierd Kwiatkowski, Interia: Zagraliście dziś w półfinale debla przeciw Ukraińcowi Wladyslawowi Manafowoiowi i zawodnikowi przy którym w zapisie na stronie ITF nie ma flagi Iwanowi Liutarowiczowi. To Rosjanin? Jak to możliwe, że gra w parze z Ukraińcem w czasie wojny? Szymon Kielan, 19-letni tenisista Legii Warszawa (1013. ATP): Tak, to jest para ukraińsko-rosyjska. Znają się od dawna. Tworzą debel od dłuższego czasu, przyjaźnią się. Myślę, że wojna nie wpłynęła na ich znajomość. Chociaż widziałem, że nie byli w humorze. Na rozgrzewce dzieliliśmy z nimi kort. Byli małomówni, wyglądali na przygnębionych. Po meczu stali się weselsi, ale może tylko dlatego, że, niestety dla nas, wygrali i awansowali do turnieju. Ale podkreślam, między nimi nie widać dystansu. Jak się zachowują Rosjanie i Białorusini na tym turnieju? - Jest ich tu sporo. Większość zawodników to Rosjanie, zgłosiło się dużo Białorusinów. Słychać między nimi rozmowy na temat wojny. W busie na korty, w busie z kortu do hotelu, czy na siłowni można usłyszeć, że mówią o niej. Ten temat przeważa. Ale rozmawiają na ten temat między sobą. Do mnie na przykład, czy do Michała (Dembka), nie zachowują się prowokacyjnie. Nie interesujemy ich. Nie rozmawiacie z nimi? - Rozmawiałem z zawodnikiem z Białorusi, z którym się trochę znam, nic nie mówił o wojnie. W stosunku do mnie był bardzo grzeczny. Jeden Rosjanin, z którym zamieniłem parę zdań też zachowywał się w porządku. A obnoszą się ze swoimi barwami narodowymi? Jak się zachowują? - Kilka osób chodziło w kurtkach z napisem "Russia", kilka osób z plecakiem reprezentacji rosyjskiej. Tylko że trzeba wziąć pod uwagę, że jest tu minus 10 stopni, może nawet minut 20. To jeśli mają tylko jedną kurtkę, to muszą jednak coś założyć. Trudno żeby przy tej temperaturze chodzili bez kurtek. Na hali nie widziałem, żeby zakładali koszulki z napisem Rosja. Nie wyglądają na przejętych, nie są też zadowoleni. Jak ta wojna wpłynęła na zawodników ukraińskich? - Mocno to przeżywają, nie wiedzą czy wracać do domu, czy lecieć na następne turnieje. Są w okropnej sytuacji. Wybuch wojny zastał was już w Kazachstanie, co wtedy pomyśleliście? - Wywołało to u nas trochę paniki, zwykłego strachu. Przede wszystkim nie wiedzieliśmy co z naszym lotem powrotnym do domu. Musieliśmy podjąć decyzję, czy zostajemy na następny turniej (pierwszy turniej rozpoczął się 21 lutego, drugi - obecnie trwający - 28 lutego), czy wracamy jak najszybciej? Na bieżąco śledziliśmy sytuację, Kazachstan jest neutralny, nic niepokojącego tu się nie dzieje, postanowiliśmy zostać i zagrać oba turnieje. Jedyny problem, że nasz lot został przeniesiony z poniedziałku na wtorek, a wracać będziemy nie pięć, ale siedem godzin, bo z powodu zamknięcia przestrzeni nad Rosją, lot przebiega inaczej. Czy organizatorzy poinformowali was o tym, że Rosjanie i Białorusini nie będą grać pod własnymi flagami? - Nie było oficjalnego komunikatu tutaj na turnieju. Zobaczyliśmy to patrząc na drabinki, a dziś przed meczem deblowym sędzia stołkowy przestawił nas jako Polaków, a przeciwnika z Rosji bez podania narodowości. Wymienił tylko jego imię i nazwisko. Czy uważasz, że Rosjanie i Białorusini powinni nadal startować w turniejach tenisowych? - Taka decyzja byłaby formą wywołania presji wewnątrz tych krajów, zachętą do jeszcze większego sprzeciwu, może buntu. Dlatego sankcje na sportowców są chyba konieczne. Z punktu widzenia zawodnika są bardzo bolesne. Gdyby ktoś mi zabronił grać w turniejach, czułbym się fatalnie. Ale - w tym wypadku - nie ma wyjścia. Jakie masz plany na przyszłość? W te rejony świata chyba nie będziesz się chyba zapuszczać? - Mam bardzo niski ranking. Muszę rozsądnie dobierać turnieje, patrzeć na to, gdzie mogę się dostać, gdzie mogę zagrać w turnieju głównym, jak silna jest obsada. Początek zawodowej kariery tenisisty jest bardzo trudny, a teraz dodatkowo utrudnia ją wojna. Oby jak najszybciej się skończyła. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski