Przypomnijmy, że Wimbledon postanowił wykluczyć ze swojej rywalizacji zawodników reprezentujących Rosję i Białoruś. To sankcja nałożona po ataku Rosji na Ukrainę. Ta decyzja nie spotkała się jednak ze zrozumieniem ATP i WTA. Związki tenisowe postanowiły nie zaliczać do rankingu punktów zdobytych przez tenisistów na tej imprezie. - Nie czuję żadnego wsparcia od środowiska tenisowego. Powinienem czuć wsparcie od ATP, ale władze męskiego tenisa nakładają na nas kary i wspierają raczej Rosjan - żali się Mołczanow w rozmowie z Dominikiem Senkowskim ze Sport.pl. Denis Mołczanow: Władze męskiego tenisa wspierają raczej Rosjan Ukraiński tenisista nie zostawia suchej nitki na władzach światowego tenisa. - Mój dom był położony trzy kilometry od Buczy i Irpienia w obwodzie kijowskim. Wszyscy wiemy, co tam się wydarzyło. Chciałbym, żeby działacze tenisowi pojechali w moje rodzinne okolice i zobaczyli, jak to wygląda. Zapraszam ich do mojego domu. Może wtedy by zrozumieli, co się dzieje. Może wtedy zmieniliby zdanie? - powiedział zawodnik. Sam Mołczanow, który na co dzień trenował w Kijowie, znalazł schronienie w Zagrzebiu, gdzie przygarnął go jego deblowy partner Franko Skugor. Para ta brała udział w turnieju Rolanda Garrosa w Paryżu, lecz odpadła już w 1. rundzie. - Jest bardzo ciężko. Czuję się pusty w środku. Bardzo trudno jest znaleźć siłę do gry, do rywalizacji na tym poziomie co w Wielkim Szlemie. Codziennie śledzę wiadomości i mam zero emocji. Moja energia ulotniła się, nie potrafię się cieszyć niczym - mówi 35-letni zawodnik.