Od samego początku wojny w Ukrainie kontakty między sportowcami z tego kraju, a zawodnikami z Rosji i Białorusi, czyli państw agresorów, były bardzo napięte. Szczególnie w tenisie, gdzie właściwie przez cały czas Rosjanie i Białorusini mogli rywalizować na międzynarodowej arenie, dochodziło do wielu skandali i kontrowersji. Również tych związanych podawaniem sobie ręki po meczu. Gdy Marta Kostiuk nie podała ręki Arynie Sabalence, a ta prowokacyjnie podeszła do siatki, choć wiedziała, że rywalka się nie zjawi, kibice podczas French Open Ukrainkę wygwizdali. Kilka tygodni temu to samo spotkało Wiktorię Azarenkę w Londynie podczas Wimbledonu, po starciu z Eliną Switoliną. W Waszyngtonie postanowiono zatem znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. "18 miesięcy za późno". Azarenka grzmi po meczu Mecz pod specjalnym nadzorem. Protokół działa I faktycznie, w starciu Azarenki ze Switoliną nie było pożegnalnego uścisku, ale wszystko odbyło się zgodnie z zapowiedziami. To pozwoliło uniknąć niezręcznych sytuacji, ale też gwizdów i buczenia publiczności. Choć akurat Białorusinka postanowiła wrzucić nieco kamyczków do ogródka WTA. "Tego rodzaju wyjaśnienia dla fanów dotarły o osiemnaście miesięcy za późno" - skwitowała tenisistka. Mimo wszystko trzeba było przyznać, że w Waszyngtonie wszystko odbyło się w normalnej, sportowej atmosferze. Tak samo było też w meczu kolejnej rundy, w której ukraińska zawodniczka mierzyła się z Rosjanką Darią Kasatkiną. Choć dla wielu był to mecz pod specjalnym nadzorem, to jednak ponownie protokół informacyjny zadziałał, a po meczu słychać było tylko brawa. Rozwiązanie proste, okazało się niezwykle skuteczne. Dlatego trudno nie zgodzić się z Azarenką, że chyba tenisowe władze zwlekały z tym o 18 miesięcy z długo.