Jak nie idzie, to nie idzie - mogła myśleć przed przylotem do Meksyku Katarzyna Piter. W sześciu tegorocznych turniejach, obojętnie z kim występowała w parze deblowej, zawsze odpadała w pierwszej rundzie turniejów WTA, a ranking ma na tyle wysoki, że nie musi grać w imprezach ITF. Z San Luis Potosi miała jednak dobre wspomnienia, w poprzednim sezonie dotarła tu do finału. Teraz więc broniła blisko stu punktów rankingowych. I jak się okazało - właśnie w Meksyku udało się w końcu przełamać złą passę. Wielkie szczęście Słowenki i Węgierki. Wszystko ułożyło im się idealnie Partnerką deblową Polki była Brazylijka Laura Pigossi, brązowa medalistka w grze podwójnej z igrzysk w Tokio. W pierwszych dwóch rundach obie miały trochę szczęścia, bo przecież rozstawiony z dwójką duet Lohof/Perrin pokonały w trzecim secie 13:11, broniąc wcześniej piłki meczowej. Trzy sety były też niezbędne, by wywalczyć awans w starciu z parą Gleason/Stevanović, choć przynajmniej ta decydująca rozgrywka była już w miarę spokojna. A gdy bez większych problemów Polce i Brazylijce udało się wyeliminować parę kanadyjsko-meksykańską Marino/Navarro, droga do tytułu była już otwarta. Wystarczyło wygrać jeszcze jedno spotkanie. Tu Piter i Pigossi czekać miały do późnego wieczora w sobotę lokalnego czasu, bo drugi półfinał zaplanowano dobę później. Miał, ale się nie odbył, gdyż Brytyjka Francesca Jones i Argentynka Nadia Podoroska oddały go walkowerem. Tyle że zaplanowany na godz. 20 polskiego czasu (a w południe meksykańskiego) finał... też nie doszedł do skutku. I Węgierka Anna Bondár oraz Słowenka Tamara Zidanšek zgarnęły główną nagrodę, choć od ćwierćfinału... nawet nie wyszły na kort. Polka ma więc pecha - to był, przynajmniej formalnie, 14. jej finał w turnieju WTA. Dotąd wygrała tylko dwa z 10 w imprezach WTA 250 oraz żadnego z czterech w imprezach WTA 125. Tyle że pierwszy raz oddała taką potyczkę bez gry. Brazylijka wyjaśniła powody swojej decyzji. Wszystko zaczęło się w trakcie meczu singlowego Wszystko za sprawą Pigossi, dla której debel wciąż jest tylko dodatkiem do rywalizacji singlowej. Brazylijka jest na początku drugiej setki rankingu WTA, wciąż ma szansę awansu o 20 miejsc, co by jej dało przepustkę do głównej drabinki Rolanda Garrosa. I to tym zmaganiom poświęcą główną uwagę, a debel - inaczej niż u Piter - jest tylko dodatkiem. W najbliższym tygodniu obie wystąpią w większym turnieju WTA 250 w Bogocie, przy czym Pigossi tylko w singlu (w pierwszej rundzie zmierzy się z Podoroską), a Polka - w deblu. Tym razem wspólnie z Oksaną Kałasznikową, a Gruzinka jest dziś 45. deblistką świata. Rok temu też w stolicy Kolumbii grały razem - dotarły wtedy do finału. Tym razem mają drugi numer rozstawienia w drabince, są więc w gronie faworytek. W pierwszej rundzie zmierzą się z rumuńsko-ukraińską parą: Irina Bara/Julia Starodubcewa. A Pigossi tłumaczyła w swoich mediach społecznościowych, że taką decyzję musiała podjąć z uwagi na "mały błąd", który popełniła w drugiej rundzie singla. "Moje ciało jest zawsze pierwszą rzeczą, której słucham, a ten tydzień był bardzo intensywny - napisała.