Sara Errani to legenda tenisa, to nie podlega wątpliwości. Nie gwiazda pierwszej wielkości, choć wygrała w deblu wszystkie turnieje wielkoszlemowe, a w singlu zagrała z Marią Szarapową w finale Rolanda Garrosa. W szczytowym momencie swojej kariery, późną wiosną 2013 roku, była piątą rakietą świata. Wtedy też zameldowała się w półfinale French Open, po ograniu Agnieszki Radwańskiej. I jej marsz zatrzymała Serena Williams. Czołową dziesiątkę opuściła rok później, w ostatnich sezonach falowała już na pograniczu pierwszej i drugiej setki na świecie. Miewała jeszcze pojedyncze dobre spotkania, ale widać już było, że całą energię skupia na grze podwójnej. Stworzyła świetny duet z Jasmine Paolini, wciąż potrafią w tej specjalizacji brylować. Przekonały się o tym Polki w Maladze - Iga Świątek i Katarzyna Kawa, przekonały się o tym też ostatnio wszystkie inne pary w Rzymie. Bo duet Paolini/Errani wygrał turniej WTA 1000 na Foro Italico. I był to drugi taki ich sukces w tym roku, triumfowały już w WTA 1000 w Dosze, a przecież rok temu zdobyły razem olimpijskie złoto, wygrały też w Pekinie i Rzymie. Sara Errani zakończyła singlową przygodę na kortach. Na kortach Rolanda Garrosa. A tu kiedyś była w finale Ten sezon w singlu Errani miała już jednak bardzo nieudany. Wygrała jedynie trzy spotkania z 12, wszystkie w kwalifikacjach: Australian Open (z Aliną Korniejewą), Stuttgartu (Z Natasją Schunk) i we wtorek w Paryżu. Rywalizowała z Jule Niemeier, przegrywała już 0:6 i 2:5 - zdołała w zaskakujący sposób odwrócić losy tej rywalizacji. Choć Niemka jest zdolna do wszystkiego, potrafi seryjnie popełniać masę błędów. Errani wygrała 0:6, 7:6 (4), 6:2 - "uratowała" swoją singlową karierę. Już dwa tygodnie temu zapowiadziała bowiem, że tegoroczny Roland Garros będzie prawdopodobnie jej ostatnim singlowym występem w karierze. - Nie jestem już w stanie godzić singla i debla - przyznała w Rzymie. - Zobaczę, jak z rankingiem będzie pod kątem Wimbledonu - mówiła w Paryżu, cytowana przez stronę Rolanda Garrosa. Starcie przyjaciółek Świątek rozstrzygnięte. Awans nastąpił po 134 minutach I przyznała, że to najlepsze miejsce na taką decyzję, bo tu osiągnęła swój największy triumf. Choć nie do końca, bo finał w 2012 roku z Szarapową przegrała, ale wcześniej wyrzuciła z turnieju cztery wielkoszlemowe mistrzynie: Anę Ivanović, Swietłanę Kuzniecową, Angelique Kerber i Samanthę Stosur. Za to cieszyła się wtedy z tytułu w deblu, wspólnie z Robertą Vinci. A dziś jest posiadaczką Złotego Szlema - wygrała w Melbourne, Paryżu, Londynie i Nowym Jorku, a wspólnie z Paolini dorzuciła też olimpijskie złoto. Z Paolini będą chciały z pewnością powtórzyć sukces z Rzymu, a pewnie też co najmniej powtórzyć wynik z zeszłego roku - wtedy przegrały w finale z Coco Gauff i Kateriną Siniakovą. Z rywalizacją singlową 38-latka ma już spokój, w czwartek odpadła bowiem z rywalizacji. Mimo że z Niemką Anną-Leną Friedsam, również bardzo doświadczoną, miała piłkę meczową. W kurioalnym spotkaniu, w którym Włoszka wygrała pierwszego seta 6:1, przegrała drugiego 0:6, a w trzecim prowadziła 5:4 i 40-30. Tymczasem o awansie do trzeciej rundy decydował tie-break, grany do 10 punktów. Był remis 6:6, kolejne trzy akcje wygrała Niemka. I to ona cieszyła się z awansu (10-7), a w piątek zmierzy się z Joanną Garland z Tajwanu o główną drabinkę.