Triumf w Rzymie, w turnieju WTA 1000, dał warszawiance trzeci tytuł. Wcześniej wygrała Rolanda Garrosa 2020 i tegoroczny turniej w Adelajdzie. Jednak w żadnym meczu w zawodowej karierze nie dominowała nad przeciwniczką aż tak bardzo. Pliszkovą ograła w stosunku 6:0, 6:0 w ciągu trzech kwadransów. "Ostatnio taką dominację w meczach finałowych pamiętam, gdy Agnieszka Radwańska wygrywała w Sydney (2013 r - red.) z Cibulkovą i jeszcze finał olimpijski z 2012 r., wygrany przez Serenę Williams z Marią Szarapową. Ale nawet w tamtych meczach dominacja zwyciężczyń nie była aż tak duża. Szacunek należy się zawodniczce, która w najważniejszym meczu wielkiego turnieju pozwala rywalce, która była rakietą numer jeden na świecie, ugrać jedynie 13 piłek" - komentuje Matkowski finałowy wyczyn Świątek. Sam przyznaje, że gdy jeszcze był tenisistą, to nie przepadał za meczami, w których tak dominował nad rywalem (bądź rywalami w deblu). "Niby wszystko idzie w takich spotkaniach idealnie, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy siedzi myśl, że coś się może zaciąć. Tym bardziej, że po drugiej stronie siatki jest bardzo dobry rywal. Dlatego wolałem mecze wygrywane na styku niż takie, jak dziś zagrała Iga. Oczywiście szacunek dla niej, że nawet przez chwilę nie odpuściła i zwyciężyła bez straty gema. Takie wyniki idą w świat i pozostają w pamięci na dłużej" - uważa były tenisista. Jego zdaniem bardzo duże znaczenie dla końcowego triumfu Świątek miał trzeci gem drugiej partii. "Po wygranej 6:0, na początku drugiej partii Pliszkova serwowała nowymi piłkami. Mogła mieć nadzieję, że odwrócą się losy meczu. Kiedy w trzecim gemie Iga przegrywała 15:40, u Czeszki pewnie pojawiła się myśl, że jeszcze ten mecz nie jest stracony. Ale Iga w tym momencie zagrała na najwyższym poziomie. Potem już nie widziałem wiary w rywalce" - twierdzi Matkowski. Jego zdaniem turniej w Rzymie pokazał dwa oblicza Igi Świątek. Początek miała słabszy, a końcówkę fenomenalną. "Meczem w Barbarą Krejcikovą Polka udowodniła, że ma plan B na swoją grę. Potrafi wygrywać w trudnych chwilach, nie tylko wtedy, gdy może grać swój szybki, dokładny, kombinacyjny tenis" - zakończył były deblista i dyrektor tegorocznego turnieju WTA w Gdyni.