Mecz rozpoczął się wyjątkowo niekorzystnie dla Linette, która przegrała 12 kolejnych piłek. Nie radziła sobie z grającą bardzo precyzyjnie wzdłuż linii i często zmieniającą kierunek uderzenia rywalką. "Tak naprawdę to nie było tak, że przegrałam początek, bo mojej przeciwniczce wychodziło dosłownie wszystko. Zaczęła z wysokiego C. Zawołałam do siebie trenera i zapytałam, czy mogę robić coś więcej, ale wiedziałam, że muszę przede wszystkim być cierpliwa i spokojnie czekać na swój moment" - podkreśliła poznanianka. Później Polka zaczęła lepiej sobie radzić, ale w pierwszym secie Zhang, która na otwarcie gładko pokonała Czeszkę Petrę Kvitovą, nie dała się przełamać. Na wstępie drugiej partii Linette znów straciła podanie i ponownie musiała odrabiać stratę. Przy stanie 1:2 nasza zawodniczka poprosiła o przerwę medyczną i przez dłuższą chwilę fizjoterapeutka masowała jej plecy oraz uda. "Od dłuższego czasu mam problem z plecami i pośladkiem. Jestem zawodniczką, która dużo biega i ostro hamuje. Za każdym razem jak gram dużo, to te problemy wracają. Ale to nie jest nic, czego nie rozwiąże odpoczynek" - zapewniła Polka. Wróciła na kort i zaczęła walczyć zacięcie o każdy punkt. Przy wyniku 4:5 wezwała do siebie szkoleniowca Izo Zunica. To zaprocentowało, bo wreszcie przełamała przeciwniczkę, której nie pomogła nawet zmiana rakiety tuż przed decydującą piłką. "Trener powiedział mi, żebym kontynuowała to co robię. Shuai miała trudniejszy okres, który sprawił, że mogłam grać agresywniej i przejmować inicjatywę" - zaznaczyła 82. rakieta świata. Ten wyrównany set rozstrzygnął się w tie-breaku, który Polka wygrała 7-4. Decydującą odsłonę rozpoczęła w bardzo dobrym stylu. W trzecim gemie miała szansę na przełamanie, której nie wykorzystała. To jednak nastąpiło przy stanie 2:2 i 25-letnia tenisistka objęła prowadzenie. Wówczas jednak jakby nagle straciła siły. Najpierw oddała przełamanie, a potem przegrała kolejne trzy gemy. Wyglądała na bardzo zmęczoną spotkaniem, które trwało 2 godziny i 22 minuty. "Nie wiem do końca, co się stało, bo to nie jest tak, że Shuai nagle zaczęła super grać. Tu zepsułam łatwą piłkę, tam nie weszło coś po siatce. Zmęczenie, ale mentalne, nie fizyczne, dało się we znaki, bo nie ukrywajmy, że na co dzień nie toczę aż tak wyrównanych bojów ze świetnymi zawodniczkami. Tu musiałam się sprężać i koncentrować dzień w dzień. Ale cieszy mnie to, że tych dołków mentalnych nie było tutaj zbyt wiele i że jeśli będę robić swoje i moje nastawienie będzie odpowiednie, to za kilka miesięcy może ich nie być wcale" - podsumowała Linette. Z 29. na światowej liście Chinką spotkała się po raz trzeci. Wcześniejsze pojedynki również padły łupem bardziej doświadczonej rywalki. Ale Linette, którą jej forma przed US Open napawa optymizmem, nie zraża się niepowodzeniem i zapowiada skuteczny rewanż. "Za każdym razem jestem coraz bliżej i to mnie najbardziej denerwuje, że jeszcze nie udało mi się jej dopaść. Ale w New Haven pokazałam, że potrafię walczyć z topowymi dziewczynami i być może już wkrótce - choćby w Nowym Jorku - nadarzy się okazja do odwetu" - zaznaczyła Polka. W nocy z czwartku na piątek czasu polskiego o ćwierćfinał w New Haven powalczy najwyżej rozstawiona Agnieszka Radwańska. Przeciwniczką broniącej tytułu krakowianki będzie Chinka Shuai Peng (8.). Tomasz Moczerniuk