31-letni Paire niespełna miesiąc temu po stwierdzeniu u niego zakażenia koronawirusem został wykluczony z wielkoszlemowego US Open w Nowym Jorku. Po odbyciu kwarantanny i powrocie do Europy w ubiegłym tygodniu przegrał pierwsze spotkanie w zawodach ATP w Rzymie, a teraz nie dokończył pojedynku z Ruudem. W momencie przerwania gry Norweg prowadził 6:4, 2:0. Po meczu Francuz wyznał, że już po przyjeździe do Niemiec miał pozytywny wynik testu na Covid-19, ale - jak tłumaczył - został dopuszczony do startu, bo "w Niemczech są inne przepisy, a poza tym już nie zaraża". "Kiedy tu dotarłem znowu miałem pozytywny wynik testu. Myślałem, że pęknę, już tego nie zniosę, ale powiedziano mi, że w Niemczech są inne przepisy, według których jeśli ktoś już przeszedł kwarantannę, nie ma objawów, to znaczy, że nie zaraża, więc mogę grać. Byłem wdzięczny organizatorom i lekarzowi za dopuszczenie do rywalizacji" - przekazał Paire. Jak dodał, prawdopodobnie nie będzie mógł wystąpić w rozpoczynającym się w niedzielę French Open, gdyż jeden z francuskich lekarzy poinformował go, że w tej sytuacji może się okazać, iż za kilka dni - już w Paryżu - kolejne badanie również może dać rezultat pozytywny. Po ujawnieniu tych faktów przez francuskiego tenisistę konferencję prasową zwołali organizatorzy. Przekaz dyrektorki turnieju Barbary Reichel i głównego lekarza zawodów Volkera Carrero był zdecydowany - zgodnie z wszelkimi przepisami i obostrzeniami związanymi z pandemią koronawirusa Paire miał prawo zagrać.