Na początku stycznia w Sydney Polka zagrała z Kerber jakby dwa spotkania - pierwsze trwało nieco ponad pół godziny i zakończyło się w siódmym gemie pierwszego seta, gdy Iga objęła prowadzenie 4:3. Blisko 36-letnia jeszcze wtedy rywalka grała do połowy pierwszego seta znakomicie, zmuszała Polkę do maksymalnego wysiłku. A później jakby odcięło jej prąd i chęci - Iga wygrała wszystkie pozostałe gemy do końca spotkania i dała Biało-Czerwonym prowadzenie 1:0 w finale United Cup. Pucharu nasz zespół jednak nie otrzymał, bo Hubert Hurkacz uległ Aleksandrovi Zverevowi, zaś mikst Świątek/Hurkacz okazał się nieznacznie gorszy od pary Zverev/Laura Siegemund. Problemy Kerber z powrotem po przerwie macierzyńskiej. Rzym to drugi udany turniej po Indian Wells Dla Kerber ten turniej nie był jednak żadnym przełomem, ale też trudno było na tym liczyć. Reprezentanka Niemiec, ale bardzo dobrze mówiąca po Polsku i mająca w naszym kraju swoją akademię i bazę treningową, wracała na kort po przerwie macierzyńskiej, wygrywała jakiekolwiek mecze sporadycznie. Delikatny przełom nastąpił dopiero w Indian Wells, w Kalifornii wygrała bowiem trzy spotkania, uległa dopiero Caroline Wozniacki. A gdyby wygrała, już wtedy wpadłaby na polską liderkę rankingu. Na mączce też nie było za dobrze - "Angie" została zdemolowana przez Emmę Raducanu w swoim Stuttgarcie, gdzie jest twarzą turnieju, zrezygnowała z występu w Madrycie. Wróciła w Rzymie i wreszcie spisuje się jak na byłą gwiazdę przystało. Błyskawiczny awans Kerber do trzeciej rundy. Tu też wszystko szło gładko. Do pewnego momentu 36-letnia tenisistka najpierw ograła bowiem rozgromiła Amerykankę Lauren Davis (6:1, 6:0), później rozstawioną Rosjankę Weronikę Kudiermietową (6:3, 6:0). Dwa mecze, dwa bajgle, tylko nieco ponad dwie godziny spędzone na korcie. Mecz z Białorusinką Aliaksandrą Sasnowicz wydawał się jednak być trudniejszym wyzwaniem, bo gdy ostatni raz zagrały ze sobą na tej nawierzchni, górą była rywalka. I to gdzie - dwa lata temu na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu, stawką była wtedy czwarta runda. Tuż przed przerwą macierzyńską byłej liderki rankingu WTA. Dziś jednak to Kerber na początku dyktowała warunki. Szybko przełamała rywalkę, odskoczyła na 3:0, później wywalczyła jeszcze jednego breaka. Wykorzystała słabszą dyspozycję serwisową Białorusinki. I szybko wygrała tę partię 6:3. Niemka była więc już w połowie drogi do sukcesu, nie było też większych symptomów, że coś się może tu zmienić. Zwłaszcza, że znów przełamała Sasnowicz, prowadziła 2:1. 5:2 dla Sasnowicz, trzy piłki setowe. Wróciła stara, dobra Angelique Kerber I wtedy stało się coś zaskakującego, Kerber zupełnie się pogubiła, w czterech kolejnych gemach ugrała ledwie trzy punkty. Mało tego, to Sasnowicz miała piłkę setową na 6:2 w kolejnym gemie serwisowym "Angie". Wtedy jednak doświadczona tenisistka się wybroniła, w kolejnym gemie to dwukrotnie powtórzyła i... odrobiła stratę przełamania. Doszła na 4:5, potrzebowała jeszcze jednego gema. To już była ta "Angie" z meczów z Kudiermietową czy Davis. Za chwilę wyrównała, później objęła prowadzenie 6:5, ale jakby dramaturgii w tej partii było mało, nie zdołała wyserwować awansu do czwartej rundy. Zrobiła to dopiero w tie-breaku, choć i tu ze stanu 4:0, mając dwa serwisy, pozwoliła Sasnowicz nawiązać kontakt. Koniec końców to ona jednak zdobyła ostatni punkt w secie i w nagrodę zmierzy się w poniedziałek z Igą Świątek.