Jeśli Jelena Rybakina dochodzi w tym roku do półfinału, to... zawsze gra w finale. Tak było w Brisbane, Abu Zabi, Dosze, Miami i ostatnio w Stuttgarcie. A jednocześnie, jak żadna inna zawodniczka z czołówki, rozgrywa wiele trzysetowych spotkań, także w początkowych fazach. W tych pięciu wymienionych turniejach, trzykrotnie musiała "męczyć" się już z pierwszymi rywalkami, miewa kłopoty z wejściem w turniej. Podobnie mogło być w Madrycie, bo trafiła na rywalkę, która mączkę akurat preferuje. Kazaszka przyleciała do Hiszpanii po fantastycznym dla siebie turnieju w Niemczech. W Stuttgarcie wygrała trzy trzysetowe pojedynki, w tym w półfinale z Igą Świątek, ale finał z Martą Kostiuk był już jednostronny. Teoretycznie już po tym turnieju mogłaby zostać wiceliderką rankingu WTA, ale pod warunkiem końcowego triumfu oraz porażek Coco Gauff oraz Aryny Sabalenki już na wczesnym etapie rywalizacji. Nie zmienia to faktu, że Kazaszka wkrótce zapewne zaatakuje drugą pozycję, a potem, kto wie, może i samą Polkę. Po świetnym Stuttgarcie czas na Madryt. Drobne kłopoty Rybakiny na samym początku meczu Gdy w sobotę Rybakina pokonała Świątek 6:3, 4:6, 6:3, powiedziała wprost, że sama lubi dominować w trakcie meczu. Podobnie jak Polka. - Ze mną jest to trudne, ponieważ gram szybko, bardziej płasko i lubię też zmuszać przeciwnika do ruchu. Jest to więc rodzaj pojedynku, w którym obie napieramy na siebie i obie staramy się dominować. Myślę też, że mój serwis bardzo pomaga - powiedziała po tamtym meczu Kazaszka. Dziś przekonała się o tym Bronzetti - zarówno o mocy serwisu rywalki, jak i o tym, że ciężko jest przejąć w akcjach inicjatywę. Rybakina na to nie pozwalała, choć - nie ukrywajmy - też nie pokazywała pełni swoich możliwości. Te jakby zostawiała na trudniejsze starcia, w dalszych fazach turnieju. Włoszka w ostatnim rankingu wskoczyła na 46. miejsce w rankingu WTA, najwyższe w swojej karierze. Wygrała już na tej nawierzchni turniej WTA, choć "tylko" te rangi 250. To jednak i tak spore osiągnięcie, niewiele tenisistek go doświadcza. Przeciw Rybakinie nie grała źle, ale też w decydujących momentach zawodził ją serwis. A ryzykowała mocno, po pierwszym podaniu miała bardzo wysoką skuteczność wygranych akcji, ale... trafiała tak tylko co drugi serwis. Gdy już musiała go powtarzać, faworytka od razu przechodziła do ataku, już pierwszym returnem. Do stanu 4:5 Bronzetti mogła mieć nadzieję, że uda się jej coś ugrać w tym secie, Rybakina miała już w dorobku kilkanaście niewymuszonych błędów. Gdy jednak Włoszka przegrałą dwie piłki, zrobiło się 15:30, przegrała z własnymi nerwami. Przegrała kolejny punkt, za moment zaryzykowała, co skończyło się podwójnym błędem. I porażką 4:6 w całej partii. Jelena Rybakina w trzeciej rundzie Mutua Madrid Open. Ale to zakończenie meczu! Rybakina trochę za mocno się zdekoncentrowała po wykonaniu pierwszego kroku ku trzeciej rundzie, dała się na początku drugiego seta przełamać do zera, też kończąc gema podwójnym błędem. A później znów pokazywała, że gdy bardzo chce, to takie mecze wygrywa bez większego stresu. Minęło kilkanaście minut i już było 4:1 dla triumfatorki ze Stuttgartu, to Rybakina rozdawała karty. Na pustych trybunach stadionu Manolo Santany niósł się głos trenera Rybakiny Stefano Vukova, który apelował do swojej podopiecznej o skupienie. Wciąż miała przewagę przełamania, choć gema na 3:5 Bronzetti wygrała do zera. A za chwilę prowadziła już 30:0 przy podaniu Rybakiny, potrzebowała tego przełamania do pozostania w grze. Kazaszka jednak na niewiele jej pozwoliła, a mecz zakończyła... trzema kolejnymi asami. A o czwartą rundę zagra albo z Martą Kostiuk, co byłoby rewanżem za finał ze Stuttgartu, albo z Egipcjanką Mayar Sherif.