Rok temu po nieudanym US Open Magda Linette zdecydowała się na wyjazd do Indii - tam doszła aż do finału turnieju WTA 250 w Chennai. Wywalczyła 180 punktów do rankingu, to pozwoliło jej przesunąć się w okolice 50. miejsca. Stanowiło pierwszy symptom, że w karierze poznanianki może zdarzyć się jeszcze coś wielkiego. Były więc później udane spotkania w finałach Billie Jean King Cup w Glagow, niezłe spotkania w United Cup w Brisbane, a przede wszystkim - życiowy Australian Open. Półfinał pozwolił Linette znaleźć się blisko światowej czołówki, stanowił przepustkę do każdego wielkiego turnieju, w którym pragnęła zagrać. Magda Linette wpadła w dołek. Nie gra źle, a przegrywa. Mecz w San Diego to potwierdził Niestety, później nie wszystko już układało się tak idealnie. W rzadko którym turnieju poznanianka była w stanie wygrać więcej niż jeden mecz, często za to przegrywała już ten pierwszy. Jej bilans w US Open Series to szybkie porażki w Montrealu i Cincinnati oraz jeden triumf w Nowym Jorku. Dziś, gdy odpadły już punkty uzyskane w Chennai, niemal połowę dorobku poznanianki stanowi to, co wywalczyła w styczniu w Melbourne. I niestety, mecz z Martą Kostiuk nie był tu przełomem. Ukrainka była kiedyś wielkim talentem, jeszcze jako 14-latka wygrała juniorski Australian Open. Tyle że w seniorskim tenisie już tak idealnie nie jest - latem Kostiuk doszła do 32. pozycji w rankingu WTA, ale stać ją na dużo, dużo więcej. Tyle że jest wyjątkowo nierówna, często reaguje bardzo nerwowo i wpada w spiralę błędów. Dziś też miała takie momenty, ale koniec końców, to ona cieszyła się z awansu do drugiej rundy. Ukrainka wykorzystała swoje szanse, Polka - nie. Długi set padł łupem Kostiuk Trenerką Kostiuk jest od ponad miesiąca Sandra Zaniewska - Polka pomagała jej więc przygotować się do starcia z inną Polką. Ukrainka potrafi grać mocno, odważnie, atakować - nie boi się tego. Tyle że w meczu z Linette była zaskakująco pasywna, jakby czekała na ruchy poznanianki. Doświadczona zawodniczka z Wielkopolski nie potrafiła odnaleźć się w tej roli, większość dłuższych wymian przegrywała. Choć Kostiuk też nie grała jakoś rewelacyjnie, w pierwszym gemie popełniła dwa podwójne błędy. Większość gemów rozstrzygała się w grze na przewagi, w nich górą byłą Ukrainka. To ona wykorzystała dwa z trzech breaków, Polka miała ich tyle samo. Tyle że w tych decydujących momentach była nieskuteczna. Kostiuk zaś zamknęła pierwszego seta w sposób niezwykle efektowny - najpierw dropszotem, a później skutecznym forhendowym krosem, mijającym Polkę. I choć ten set zakończył się dość okazałą wygraną Kostiuk 6:2, to trwał aż 49 minut. Magda Linette serwowała po wygranego seta. W tie-breaku los uśmiechnął się do Kostiuk W drugiej partii Linette była bardziej skuteczna, jej cierpliwość została nagrodzona. Kostiuk często się irytowała, uderzała rakietą w kort, dostała nawet ostrzeżenie. Na pewno dużo dał Polce pierwszy gem, w którym w końcu przełamała Ukrainkę. Dwukrotnie miała sporą zaliczkę - 2:0 i 4:2, a jednak Kostiuk była w stanie wyrównać. Żal było ostatniego zagrania w ósmym gemie - poznanianka miała piłkę w górze tuż za siatką - i trafiła w taśmę. Rywalka zaś poszła za ciosem, za chwilę prowadziła już 5:4. Linette była już w sporych opałach - aby zostać w grze, musiała wygrać kolejnego gema. Dała radę, za chwilę jeszcze raz przełamała Kostiuk. Polka spisywała się naprawdę dobrze, rozrzucała rywalkę po korcie, teraz to ona serwowała po trzeciego seta. Nie wykorzystała jednak tej okazji, ryzykowała, trafiała w siatkę. Decydował więc tie-break. A w nim do Ukrainki uśmiechały się niebiosa. Nie trafiła czysto rakietą w piłkę - wyszło efektowne minięcie przy siatce. A po returnie w taśmę piłka prześlizgnęła się na drugą stronę. Linette mogła się wtedy podłamać, przegrywała już 2:5. Wyrównała jednak, a później to jej zabrakło szczęścia. Gdy przy piłce meczowej sama trafiła w górną część siatki, to piłka przeleciała na drugą stronę i... spadła tuż obok kortu. W efekcie to Marta Kostiuk zagra w drugiej rundzie.