Dla Magdaleny Fręch ten rok zaczął się nieszczególnie - Polka byłą poza czołową setką światowego rankingu, nie zdołała przebrnąć kwalifikacji Australian Open. Miała problemy w innych turniejach, ale nie chciała iść na skróty - wybierała turnieje trudniejsze, lepiej obsadzone, te z cyklu WTA, a nie ITF. Wiosną szczęście w końcu zaczęło dopisywać - tylnymi drzwiami, jako szczęśliwa przegrana, dostała się do głównej drabinki w Indian Wells i Miami, wreszcie zaczęła punktować. Pod koniec czerwca zajmowała już 68. miejsce w rankingu WTA - najwyższe w karierze. Jako 16-latka wygrała Wimbledon. Tuż po urodzinach trafiła na Magdalenę Fręch Teraz nieco spadł, o 11 pozycji, ale być może już wkrótce łodzianka znów będzie cieszyć się ze sporego awansu. W Waszyngtonie zrobiła ku temu duży krok, przeszła bowiem dwustopniowe eliminacje turnieju WTA 500. Sukces jest zaś tym większy, że dziś 25-letnia zawodniczka pokonała rywalkę, która jest na fali, a za oceanem z jej osobą wiązane są wielkie nadzieje. Aby zagrać o turniej główny, Fręch najpierw musiała pokonać Amerykankę Kaylę Day, tylko nieco niżej klasyfikowaną od Polki. Łodzianka wygrała pierwszą partię 6:2, do drugiej już nie doszło, bo rywalka się wycofała z gry. Dziś, jeśli spojrzymy na ranking, poprzeczka w górę pójść nie powinna, bo po drugiej stronie siatki stanęła 542. na liście WTA Clervie Ngounoue, ale to akurat może być bardzo mylące. Czarnoskóra tenisistka dwa tygodnie temu cieszyła się w Londynie z triumfu w juniorskim Wimbledonie - jej największym singlowym osiągnięciu. Bo w deblu młodzieżowe Szlemy wygrywała już dwukrotnie. Sukces w Warszawie zwiększa szanse Igi Świątek. Teraz Polka musi zrobić właśnie to Trzy dni po tamtym sukcesie świętowała 17. urodziny, a wczoraj odprawiła z kwitkiem najwyżej rozstawioną w eliminacjach, 37. zawodniczkę świata, Annę Blinkową. I to wygrała bezdyskusyjnie - 6:3, 6:2. Kiepski początek Polki i bardzo dobry koniec. Wykorzystała swoje szanse Fręch czekało więc ciężkie zadanie, a już po kilkunastu minutach wydawało się, że będzie ono bardzo, bardzo ciężkie. Nastolatka prowadziła bowiem z przełamaniem 4:1, a miała też kolejnego break pointa na 5:1. Łodzianka przetrzymała ten ciężki moment, obroniła się, a później poszła za ciosem. Mimo, że przy swoim serwisie Ngounoue prowadziła 40:30, miała piłkę na 5:2. Fręch ją przełamała, to ona przejęła inicjatywę w końcówce seta. Kolejny raz przełamała Amerykankę na 6:5, ale wtedy akurat serwis ją zawiódł. Doszło do tie-breaka, a w nim Polka była już wyraźnie lepsza. Drugi set przebiegał inaczej, to Polka prowadziła 3:0, a Amerykanka odrobiła wkrótce straty. Im bardziej zbliżało się końcowe rozstrzygnięcie, tym więcej zdarzało się zaciętych gemów, granych na przewagi. Break pointów musiała głównie bronić Fręch, ale dawała radę. I to ona w kluczowym momencie zaliczyła ostatnie przełamanie, wygrała seta 7:5. Polka zagra więc w turnieju głównym - swoją rywalkę pozna jeszcze dzisiaj. Będzie to: Karolína Plíšková, Sloane Stephens, Bernarda Pera lub Sofia Kenin.