- To na pewno był jeden z najlepszych meczów w mojej karierze. Wiem, że na trawie gra mi się najlepiej i dzisiaj to wszystkim pokazałam w finale. To była jedyna droga, żeby ją dzisiaj pokonać, dlatego wyszłam do gry bardzo skoncentrowana i robiłam wszystko, żeby jej nie pozwolić złapać właściwego rytmu uderzeń. Dlatego kończyłam wymiany przy każdej możliwej okazji - powiedziała Kvitova. - Nie potrafię porównać tego, co czułam przed trzema laty z tym, co było dzisiaj. Wimbledon to szczególne miejsce, to prawdziwa historia tenisa, wspaniały kort centralny, który lubię najbardziej ze wszystkich. Cieszę się z tego zwycięstwa, ale wiem też, że bardzo chciałabym również wygrać jakiś inny turniej Wielkiego Szlema. Uważam, że stać mnie na to - dodała. Oprócz dwóch triumfów w Londynie, w żadnej z czterech najważniejszych imprez w sezonie tenisistka z Prostejova nie zdołała dojść do finału. Ma w dorobku jeszcze trzy przegrane półfinały: Wimbledonu w 2010 roku oraz Australian Open i Rolanda Garrosa w 2012. - Od półfinału tutaj sprzed czterech lat jestem w czołowej dziesiątce rankingu w każdym sezonie. Oczywiści zdarzają mi się spadki, ale generalnie utrzymuję się cały czas wśród najlepszych dziewczyn na świecie i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Dzisiejsze zwycięstwo dodało mi wiary w siebie. O to dba też cały mój sztab trenerski, z którym współpracuję od wielu lat, więc wszystko powinno być jeszcze lepiej. Wystarczyło spojrzeć na nich po ostatniej piłce. Nigdy nie zapomnę ich radości w tym momencie - uważa Kvitova. - Dlaczego płakałam po meczu? Dajcie spokój, przecież wszyscy w moim boksie płakali, szczególnie mój tata. On jest bardzo emocjonalną osobą, a ja mam to po nim. To było dla mnie wyjątkowe zwycięstwo również dlatego, że on ma jutro urodziny i bardzo chciałam mu dać właśnie ten prezent. Udało mi się i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa - dodała. Kvitova po raz drugi pokonała Kanadyjkę bez straty seta, podobnie jak przed rokiem na twardym korcie w turnieju WTA w Toronto. - Nie da się powiedzieć, co ja dzisiaj złego zrobiłam. Po prostu, jak spojrzeć na ostatnie dwa tygodnie, to widać, że Petra rozegrała wspaniale cały turniej. W każdym meczu grała po prostu świetnie, również dzisiaj i nie dała mi zbyt dużego pola do popisu. Cały czas wywierała na mnie presję i nie pozwalała mi przejąć inicjatywy na korcie. Prowadziła grę praktycznie w każdej wymianie, a ja musiałam ją ciągle gonić, no i nie udało się - powiedziała po finale Bouchard - To był bardzo intensywny okres, więc teraz jak najszybciej chcę wrócić do Montrealu i tam odpocząć przez kilka dni, może nawet tydzień od tenisa. Zabiorę miłe wspomnienia atmosfery kortu centralnego Wimbledonu podczas finału, no i tego, że w loży królewskiej siedziała dzisiaj księżniczka Eugenie, której zawdzięczam swoje imię. Żałuje tylko, że nie udało mi się stworzyć lepszego przedstawienia, ale na pewno następnym razem się postaram - dodała. Bouchard w tym sezonie grała wcześniej w dwóch wielkoszlemowych półfinałach w styczniowym Australian Open i przed miesiącem w paryskim Rolandzie Garrosie. W poniedziałek awansuje na siódme miejsce w rankingu WTA Tour, czym poprawi najlepsze osiągnięcie w historii kobiecego tenisa w Kanadzie. Numerem osiem na świecie była bowiem w lutym 1985 roku Carling Basset. - Najpierw awansowałam do pierwszej dwudziestki rankingu, teraz będę po raz pierwszy w dziesiątce, ale to tylko pewien element planu. Moje aspiracje sięgają wyżej, niż siódme miejsce, które teraz będę zajmować. Tak samo jest z Wielkim Szlemem, w którym dzisiaj po raz pierwszy wystąpiłam w finale. To nie jest szczyt moich możliwości, mam nadzieję, że raczej wynik zapowiadający dopiero jeszcze większe osiągnięcia - uważa Bouchard. W grze podwójnej kobiet triumfowały po południu Włoszki Sara Errani i Roberta Vinci (nr 2.), pokonując Węgierkę Timeę Babos i Francuzkę Kristinę Mladenovic (14.) 6:1, 6:3. W niedzielę o godzinie 14.00 (czasu miejscowego) w finale mężczyzn spotkają się siedmiokrotny zwycięzca Wimbledonu - Szwajcar Roger Federer (2003-07, 2009, 2012) oraz jego triumfator sprzed trzech lat - Serb Novak Djković. Z Londynu Tomasz Dobiecki