Panie trenerze, domyślam się, że bardzo wyczekiwał pan już chyba na zasłużony urlop po sezonie. - Tak. Za mną kilka dni urlopu, to na razie był taki przedsmak, a teraz właśnie udaję się na dłuższy odpoczynek. Chcę odpocząć i zresetować głowę, żeby się już powoli przygotowywać do kolejnego sezonu. A przygotowania ruszają już w następną niedzielę. Po zakończonym Rolandzie Garrosie, pan i Iga Świątek nie mieliście chyba praktycznie czasu na nic. Obowiązki wobec sponsorów, spotkanie medialne... - Dokładnie tak. Zresztą i tak musieliśmy wszystko ograniczyć do absolutnego minimum, także ze względu na całą sytuację, która obecnie jest na świecie. Wydaje się mi jednak, że zrobiliśmy to całkiem z klasą. Nie odmawialiśmy niegrzecznie, zrobiliśmy co trzeba było. Mam nadzieję, że teraz już wszystko trochę się uspokoi. Mieliśmy wizytę m.in. u naszego sponsora w Austrii. W normalnych warunkach wszystko byłoby bardzo przyjemne, natomiast w tej wyjątkowej sytuacji odczuwaliśmy już nawet nie tyle fizyczne, co psychiczne zmęczenie. Myślę, że Iga też była bardzo zmęczona psychicznie, głowa potrzebowała już resetu. Jesteśmy na pewno bardzo wdzięczni, natomiast oczy się nam już same zamykały. Pana podopieczna jest już na wakacjach? - Tak, Iga odpoczywa już od kilku dni. Teraz musimy trochę odpocząć także od siebie. Prawda jest taka, że spędzamy ze sobą niemal cały rok. W pewnym momencie musimy się rozdzielić. Każdy ma tam jakieś swoje ścieżki. Cofnijmy się jeszcze na moment do French Open. W którym momencie uwierzył pan, że choćby półfinał będzie dla Igi realny? - Tak naprawdę ja cały czas nie wybiegałem do przodu na więcej niż jedna runda. Po zwycięstwie nad Simoną Halep miałem takie przeczucie, że Iga może wygrywać naprawdę duże rzeczy. Nie nastawiałem się jednak, czy to będzie już teraz. Po prostu wiedziałem, że mam się do czego odnieść w pracy z nią w przyszłości, żeby pokazać jej, że potrafi i że potrafi grać na takim poziomie. A jak wyglądał wieczór w waszym teamie po zwycięstwie w wielkim finale? - Po zakończeniu tak dużego turnieju jest całe mnóstwo obowiązków. To się wydaje stosunkowo proste, ale nie do końca tak jest. Jest dużo obowiązków medialnych, trzeba wypełnić kilka papierków. Do hotelu wróciliśmy o 19, o 20 mieliśmy zarezerwowaną kolację w hotelu, w bardzo dobrej japońskiej restauracji. Tak wyglądało świętowanie naszego zwycięstwa. Wszyscy byli piekielnie zmęczeni, ale szczęśliwi. Sukces Igi to składowa wielu czynników, czy bardziej trochę niespodziewana eksplozja talentu? - Powiedziałbym w ten sposób, że Roland Garros przekroczył trochę nasze wszelkie oczekiwania. Tych czynników, które się na siebie nałożyły, jest bardzo dużo. Paradoksalnie, słabszy początek tego przedziwnego sezonu też się na to złożył. Gdyby nie to, jestem gotów się założyć, że takiego wyniku by nie było. Czy to jest eksplozja jej talentu? Nie powiedziałbym, że to jest eksplozja, nie oczekiwałbym też takich wyników cały czas, bo w tenisie głównie się przegrywa. To jest normalne, z tym się trzeba pogodzić. - W całej karierze wielkich turniejów dużo się nie wygrywa. Zdaję sobie sprawę, że czeka nas teraz ciężka praca i zaciskanie pasa oraz trenowanie. Wiem, że sprostanie wszystkim oczekiwaniom, które się wobec Igi pojawiły, nie będzie prostym zadaniem. Spełnienie ich wszystkich uważam wręcz za niemożliwe. Dlatego też nie będziemy za tym gonić. Ważne w tym wszystkim jest to, żeby Iga sama przed sobą potrafiła powiedzieć: fajnie gram w tenisa.