25-letnia Fręch może powiedzieć, że urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą. To już druga impreza z rzędu, w której Polka mimo porażki w kwalifikacjach zagrała w turnieju głównym - podobna sytuacja miała miejsce w Indian Wells. Magdalena Fręch bezwzględna dla Andriejewej. Lanie w dwóch z trzech setów W Miami chronologia wydarzeń była taka, że nasza tenisistka przegrała w finałowej rundzie kwalifikacji z Japonką Nao Hibino. Jednak kilka dni później okazało się, że dołączy do głównej drabinki, w dodatku od razu od drugiej rundy. Uśmiechnął się do niej los głównie dlatego, że z powodu choroby wycofała się Chinka Shuai Zhang. W tych okolicznościach łodziance (105. WTA) przyszło zmierzyć się z 18-letnią Rosjanką Andriejewą, obecnie 128. w rankingu WTA. Mecz trwał równe dwie godziny i miał wielki zwrot akcji. Pierwszy set bowiem zakończył się zwycięstwem przeciwniczki, choć obie zawodniczki do końca grały cios za cios. Żadna nie traciła podania, aż do dziesiątego gema. W nim Fręch zamiast doprowadzić do remisu, została przełamana i przegrała partię 4:6. Od tego momentu wszystko się zmieniło. W drugim i trzecim secie na korcie rządziła już tylko jedna zawodniczka i była nią Magdalena Fręch. Polka pozwoliła młodziutkiej rywalce na ugranie zaledwie po jednym gemie. I to, co ciekawe, w ostatniej partii straciła go w wyniku przełamania. Nasza zawodniczka była dużo skuteczniejsza jeśli chodzi o punkty zdobyte po drugim serwisie. Zanotowała także trzy asy serwisowe, przy ani jednym ze strony przeciwniczki.