O wielkich tenisowych możliwościach Monfilsa przekonała się prawdopodobnie również niedawno Iga Świątek. Francuski tenisista jest mężem Eliny Switoliny, w październiku ubiegłego roku na świat przyszła ich córeczka Skai. Nie jest tajemnicą, że małżonkowie trenują ze sobą. Francuscy komentatorzy podkreślają, że tenisowo bardziej zyskała na tym Ukrainka. Zmieniła swoją grę i mimo trudów macierzyństwa potrafi mocno uderzyć, zagrać agresywnie. Dobrze to było widać podczas ćwierćfinału tegorocznego Wimbledonu. Świątek często była bezradna po "winnerach" Switoliny. Może właśnie dlatego niespodziewanie przegrała? W każdym razie Ukrainka przed tym zanim poznała Monfilsa na korcie zachowywała się na korcie zupełnie inaczej. Francuzi traktują Elinę Switolinę jak swoją W domu przy córeczce nie myśli o tenisie Pod wpływem partnerki zmienił się także francuski tenisista. Ale on bardziej mentalnie. Wcześniej znany był z rozrywkowego trybu życia, nieokiełznanego charakteru. Związek ze Switoliną, a przede wszystkim narodziny córeczki, bardzo go zmieniły. Jest dziś bardziej świadomy tego co robi i cieszy się każdym rozegranym meczem, każdym zwycięstwem. - 20 lat jestem w tym zawodzie. Kiedy więc przebywam w domu z córeczką, to nie myślę o grze. Ale kocham tę grę, to coś co mnie motywuje - powiedział po poniedziałkowej wygranej z Christopherem Eubanksem 7:6 (3), 6:7 (4), 6:1. Takie wygrane przychodzą mu trudniej niż w najlepszych latach swej kariery, są coraz rzadsze, ale są. W Toronto pokonał Eubanksa, sensacyjnego ćwierćfinalistę tegorocznego Wimbledonu i teraz Tsitsipasa 6:4, 6:3. To było 14. zwycięstwo Monfilsa przeciw zawodnikowi z top 5 rankingu ATP (sam był najwyżej szósty), pierwsze od 2022 roku, kiedy ograł w Indian Wells Daniiła Miedwiediewa. Jest 276. ale ludzie chcą go oglądać A przecież mowa jest o zawodniku u schyłku kariery, który notorycznie leczy się z kontuzji. W maju po wspaniałym zwycięstwie (pierwszym w sezonie) w pierwszej rundzie Roland Garros z Argentyńczykiem Sebastianem Baezem do drugiego spotkania już nie przystąpił. Nie wytrzymał nadgarstek. Wcześniej miał kontuzje kostki. To jest solidnie poniewierany przez tenisowe życie zawodnik. Ale kiedy jest zdrowy i wychodzi na kort zawsze przyciąga uwagę. Bo potrafi zagrać niekonwencjonalnie, odbić piłki, której nikt na świecie by nie odbił, jest zwinny jak kot, elastyczny chyba bardziej niż Novak Djoković, a do tego ekspresyjny jak gwiazda rocka. Organizatorzy turniejów ATP wiedzą, że taki zawodnik to skarb. Ludzie przychodzą czasami specjalnie na Francuza. Monfils choć zajmuje 276. pozycję w rankingu występuje w turniejach ATP bez eliminacji, dostaje specjalne zaproszenia. Grał z "dziką kartą" w Waszyngtonie, gdzie pierwszy raz w tym sezonie wygrał dwa mecze z rzędu, pokonując rewelacyjnego Aleksandra Bublika (25. ATP). W Toronto również dostał przepustkę ze względu na zasługi, a nie ranking. W stolicy USA organizatorzy specjalnie wyznaczali mecze Monfilsa w sesji nocnej i tak jest prawie na każdym turnieju. Czysty talent Szkoda by było, żeby tenis stracił takiego zawodnika. Monfils w odróżnieniu od Kyrgiosa nie musi do swoich umiejętności dodawać czegoś więcej - kłótni z sędziami, obrażania widzów i rywali. Broni się czystym talentem. On sam miał wątpliwości, czy kontynuować karierę. Zrezygnował z występu na Wimbledonie, ale poświęcił się treningowi, głównie fizycznemu. - Mój sztab, moja żona, wszyscy chcą, żebym dalej grał - powiedział. I wciąż gra. I to jak! Dziś jego rywalem w Toronto będzie Serb Aleksandar Vukić (62. ATP). Pierwszy raz od dawna Monfils może uchodzić za faworyta spotkania. Olgierd Kwiatkowski