Japońska tenisistka, była liderka światowego rankingu, ma za sobą fatalny rok. W trzech ostatnich turniejach, w tym w US Open, przegrywała pierwsze pojedynki. Podobnie zresztą było w Paryżu, a z Wimbledonu wycofała się z powodu kontuzji, które prześladowały ją latem. - Myślę, że ten rok nie był dla mnie najlepszy, ale wiele się o sobie nauczyłam. Życie to wzloty i upadki, a to było bardziej w dół niż w górę. Ogólnie jestem jednak zadowolona z tego, gdzie teraz jestem - mówiła w Tokio. I cieszyła się, że wreszcie jest zdrowa, bo "w Europie zrobiła sobie krzywdę". Chciała więc pokazać się swoim fanom w domowym turnieju Toray Pan Pacific Open, który wygrała w 2019 roku. Wtedy odbywał się on w... Osace, tym razem wrócił do Tokio. Formalnie Japonka broniła trofeum, bo dwie poprzednie edycje odwołano z powodu pandemii. Kibice chcieli oglądać Osakę. Pojawiły się pewne problemy Tyle że japońscy kibice oglądali swoją idolkę raptem przez... niecałe 10 minut. W pierwszej rundzie Osaka zmierzyła się z Darią Saville, ale już na początku drugiego gema tenisistka z Australii upadła na kort i zaczęła krzyczeć. Jak się okazało, zerwała więzadło krzyżowe przednie w kolanie. Naomi awansowała więc do drugiej rundy - tu trafiła na rozstawioną z nr 5 Brazylijkę Beatriz Hadad Maię. Spotkanie miało się odbyć w najlepszej telewizyjnej porze, ale... do niego nie doszło. Osaka oddała bowiem walkowera. - Przykro mi, ale nie jestem zdolna do dzisiejszej rywalizacji. To wielki zaszczyt móc grać w Toray Pan Pacific Open przed tak niesamowitą japońską publicznością. Dla mnie to był zawsze szczególny turniej i myślałam, że będę mogła się pokazać na korcie. Moje ciało mi na to jednak nie pozwala. Dziękuję za wsparcie w tym tygodniu i do zobaczenia w przyszłym roku - napisała w specjalnym oświadczeniu. Wszystko wskazuje więc na to, że na kolejne duże sukcesy Naomi Osaka musi poczekać do przyszłego roku. W tym jej największym osiągnięciem było dojście do finału turnieju WTA 1000 w Miami. Tam jednak trafiła na będącą w znakomitej formie Igę Świątek i przegrała z Polką 4-6, 0-6. Dwa dni później nasza tenisistka oficjalnie została światową jedynką.