"Rywalka nie przewyższała mnie siłą, co mnie cieszy. To był cenny sprawdzian, bo udowodniłam, że po tak długiej przerwie bez gry nie odstaję od czołówki, do której przecież zalicza się Konta" - powiedziała PAP 29-letnia Linette, która początek sezonu straciła wskutek styczniowej operacji kolana. Jak przyznała przed występem w Miami czuła lekki stres, ale i ulgę oraz radość z powrotu na kort. "Tęskniłam za tenisem, żałuję, że brakowało mnie w Australii, więc czułam niesamowitą ulgę, że wreszcie mogę zagrać. Byłam też lekko zestresowana, bo powrót na kort po tak długim okresie jest zawsze wielką niewiadomą. Już w pierwszej rundzie zagrałam trzy sety i wytrzymałam to, a w dodatku wygrałam" - nawiązała poznanianka do spotkania z 16-letnią Amerykanką Robin Montgomery. Brytyjka Konta to już całkiem inna półka. Rówieśniczka Polki kiedyś zajmowała czwarte miejsce w rankingu WTA. Obecnie plasuje się na 18., czyli 32 niż Linette. O porażce w pierwszym secie zdecydowała końcówka, kiedy dała się przełamać, choć prowadziła w gemie 40-15.W kolejnej rozgrywce z takich opresji rywalka wyszła obronną ręką. "Mimo tej końcówki jestem zadowolona, bo grałam w pierwszym secie na całkiem niezłym poziomie. W decydujących momentach zabrakło ciągłości, ale i tak wygrana była blisko, w zasadzie wysmyknęła mi się przez trzy, cztery piłki. Ale cały czas byłam blisko i Konta nie przewyższyła mnie siłą" - tłumaczyła Linette. W drugiej partii Polka przegrywała już 1:3, ale wyszła na 4:3. Do stanu 5:5 znowu trwała wyrównana walka, ale dwa ostatnie gemy Linette przegrała "do zera". Mecz trwał w sumie 105 minut, ale Polka na konferencji prasowej nie wyglądała na zmęczoną. "Zdrowotnie jest ok. Potrzebuję wejść na wyższy poziom psychiczny, bo nie udało mi się w końcówce utrzymać koncentracji. Warunki na korcie były jednak trudne. Wiało, a kiedy serwowałam słońce raziło mnie w oczy. Ale i tak cieszę się z tego sprawdzianu, bo wyglądało to całkiem nieźle jak na etap, w którym się obecnie znajduję" - podkreślił Polka. W Miami spróbuje jeszcze dołączyć do rywalizacji deblowej, a potem pakuje walizki i przeprowadza się do Charleston, gdzie zagra w mocno obsadzonym turnieju, który rozpocznie się 4 kwietnia. "Ze względu na to, że w Charleston zagram na nawierzchni ziemnej, będzie to kolejny sprawdzian dla mnie i mojego kolana. Na razie wytrzymuję spore obciążenia treningowe. Widać, że mój sztab robi świetną robotę, za którą jestem mu wdzięczna" - wspomniała.