Serb, numer jeden męskiego tenisa, znalazł się w ogniu krytyki, gdy poprosił Craiga Tileya, dyrektora wielkoszlemowego Australian Open, o poluzowanie zasad kwarantanny dla graczy. 72 zawodników nie może opuścić pokoi hotelowych przez 14 dni.Djoković twierdzi, że jego prośba wynikała z "troski" o innych graczy. Serb podobno chciał skrócić okres izolacji i przenieść graczy objętych kwarantanną z hoteli do prywatnych domów z kortami tenisowymi. W długim poście zamieszczonym na portalu społecznościowym, numer jeden na świecie, napisał, że chciał wykorzystać swoją pozycję do poprawy warunków tenisistów, którzy zostali poddani kwarantannie po pozytywnym teście na koronawirusa przeprowadzonym po przybyciu do Australii. Niektórzy gracze wyrażali niezadowolenie z powodu bycia zamkniętym w pokojach hotelowych. "Doskonale rozumiem, jak działa świat, kto staje się większy i lepszy, i dlaczego. Na swoje przywileje zapracowałem ciężką pracą i z tego powodu ciężki jest mi być tylko zwykłym obserwatorem. Sytuacja w mediach uległa eskalacji i powstało wrażenie, że gracze, w tym ja, są niewdzięczni, słabi i egoistyczni z powodu nieprzyjemnych odczuć związanych z kwarantanną" - napisał Djoković, który obecnie przebywa w Adelajdzie, gdzie rozegra mecz pokazowy. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! "Jest mi bardzo przykro, że do tego doszło, ponieważ wiem, jak wielu jest bardzo wdzięcznych. Wszyscy przyjechaliśmy do Australii, aby wziąć udział w zawodach. Brak możliwości trenowania i przygotowywania się do turnieju nie jest naprawdę łatwy. Nikt z nas nie kwestionował zasadności 14-dniowej kwarantanny po przybyciu, pomimo tego, co pojawia się w mediach" - dodał. Według Serba wymiana maili z Tileyem miała służyć do "burzy mózgów" i nie było żadnych "szkodliwych intencji" w sugestii wzywającej do "lepszych warunków dla graczy"."Zawsze miałem bardzo dobre relację z Craigiem, szanuję i doceniam jego wysiłek, żeby Australian Open było miejscem, do którego nie można się doczekać powrotu każdego roku" - stwierdził Djoković.