Kyrgios wygrał pierwszą niezwykle zaciętą partię po tie-breaku, ale najwyraźniej nie wytrzymał trudów meczu mentalnie, bo później robił wszystko, byle nie skupić się na grze. Kłócił się z irlandzkim arbitrem Fergusem Murphym, podgrzewał i tak nerwową już atmosferę prowadząc głośne monologi. Wyszedł do toalety, choć nie miał na to zgody. Zabrał ze sobą dwie rakiety, które po drodze połamał, waląc nimi o podłogę. Ciągle przeklinał sędziego i atakował go z powodu wyimaginowanych problemów. Irlandzki sędzia nie jest ulubieńcem zajmującego 27. miejsce w rankingu ATP Kyrgiosa. Niespełna dwa tygodnie temu podczas turnieju w Waszyngtonie również doszło do scysji między nimi, podobnie podczas czerwcowych zawodów w londyńskim Queen's Clubie. Z drugiej strony nie trzeba wiele, aby Kyrgios stracił panowanie nad sobą. W ubiegłym tygodniu w Montrealu Australijczyk kłócił się z innym sędzią, obwiniając go za to, że nie dostał... białego ręcznika. Z kolei w maju było o nim głośno, gdy na turnieju w Rzymie wyładował frustracje na krześle stojącym obok kortu. Tym razem po meczu nie podał dłoni sędziemu, a zamiast tego zaklął i splunął w jego kierunku. Zdjął buty i rzucił w trybuny, a połamane rakiety oddał młodym kibicom. Chaczanow zachował nerwy na wodzy, choć przyznał, że nie była to dla niego komfortowa sytuacja. - Ma naprawdę wielki talent, ale czasem głowa nie jest we właściwym miejscu - skomentował zachowanie Kyrgiosa. - To był naprawdę trudny mecz. Musiałem naprawdę się wysilić, żeby wygrać - dodał. - Ciężko się gra przeciwko niemu i to nie tylko mnie, ale wszystkim innym także. Musisz spróbować sobie z tym poradzić, jeśli chcesz mieć szansę na zwycięstwo. W kolejnej rundzie zagra z Francuzem Lucasem Pouille, który pokonał Denisa Shapovalova 6:4, 6:4. MZ