Martyn Pawelski uważany jest w tenisowym środowisku za gracza bardzo utalentowanego. Pochodzi ze sportowej rodziny. Matka, Aleksandra Pawelska, była wieloletnią reprezentantką Polski w piłce ręcznej. W 2017 roku, Martyn jako niespełna 13-latek, wygrał turniej Longines Futures Tennis Aces, który zorganizowano przy okazji Roland Garros. W tamtej imprezie rywalizowało 20 zdolnych, młodziutkich zawodników, a Pawelski wygrał ją jako pierwszy Polak w historii. W nagrodę zdobył stypendium w wysokości 2000 dolarów rocznie na sprzęt do ukończenia 16. roku życia, mógł też rozegrać sparingi z Andre Agassim i Alexem Corretją. Martyn jest też aktualnym mistrzem Polski do lat 18, tytuł zdobył w lutym. Wcześniej był mistrzem Polski do lat 16. Kiedy rozmawia się z Martynem Pawelskim, trzeba patrzeć w górę. Chłopak ma prawie dwa metry. Teraz na kortach Górnika w Bytomiu zagra w Lotos Open Polska, turnieju ITF juniorów do lat 18 najwyższej rangi - grade 1. Przyjeżdżają zawodnicy z całego świata. Paweł Czado, Interia: Jaki wynik w Bytomiu pana usatysfakcjonuje? Martyn Pawelski: - Do każdego startu podchodzę tak, że chcę wygrać cały turniej. Wiadomo jednak, że rywale prezentują wysoki poziom będę miał więc szansę zmierzyć się ze światową czołówką wśród juniorów. Uważam, że jestem dobrze przygotowany więc dam z siebie wszystko. Zobaczymy jak będzie (uśmiech). Zdaję sobie sprawę, że obsada jest mocna [najwyżej rozstawiony jest Amerykanin Ozan Colak, przyp.aut.] i tak naprawdę bardzo ciężko będzie coś wygrać. Na bytomskim turnieju wystąpię dzięki dzikiej karcie i bardzo się z tego cieszę, nie muszę przebijać się przez eliminacje. Wzrost na pewno jest jednym z pana atutów. Jak pan scharakteryzowałby siebie jako tenisistę? - Pasuje mi moje ciało, lubię być wysoki (uśmiech). Moją mocną stroną jest siła i szybkość. Jak na swój wzrost jestem też wytrzymały. Kiedyś miałem lepszy backhand, ale ostatnimi czasy forhend zdecydowanie poprawiłem i jestem już z niego zadowolony. Nie narzekam na serwis. Atutem jest też agresywna gra. Pewności siebie dodało mi zdobycie mistrzostwa Polski juniorów w Zielonej Górze. To duży sukces dla mnie, zawody miały bardzo mocną obsadę, grałem z rywalami starszymi o rok. No i też niedawny turniej Lotos PZT Polish Tour w Gdańsku gdzie doszedłem do finału [Pawelski przegrał w nim z 26-letnim Kamilem Gajewskim, przyp.aut.] Granie z seniorami jest zupełnie inne niż z juniorami. W tenisie seniorskim uderzenia są znacznie mocniejsze, wszyscy są bardziej doświadczeni, ale odpowiada mi to. Ma pan jakichś idoli? - Wiadomo, że uwielbiam oglądać Djokovicia czy Nadala, ale nie mam zawodników na których się wzoruję. Staram się kształtować własny styl gry. Kibicuję mocno Polakom - Hubertowi Hurkaczowi, Kacprowi Żukowi. W tenisa zacząłem grać kiedy miałem 8 lat. Wtedy na korty zabrał mnie pierwszy raz mój wujek Sławek, Sławomir Śniegoń. To było na Mostostalu w Zabrzu. Wziąłem do ręki rakietę i okazało się, że nawet ogarniam ten sport. Wtedy nie był pan jeszcze tak wysoki. - Wystrzeliłem w górę w wieku 13-14 lat. Jako trzynastolatek miałem 170 cm a jako czternastolatek - 192 cm. Teraz mierzę 195 cm. To był więc okres kiedy ten przeskok był widoczny, kiedy urosłem najbardziej. Jest pan ciągle nastolatkiem a profesjonalne uprawianie tenisa bardzo zmienia styl życia. To panu przeszkadza? - Nie. Mnie pasuje takie życie. Dlatego, że ja bardzo lubię trenować. Doszło do tego, że bez wysiłku fizycznego czuję się źle. Powiedziałbym nawet, że... bardzo źle (uśmiech). Trening jest dla mnie podstawą. A ma pan czas żeby chodzić do szkoły na lekcje? - Nie mam na to czasu, mam indywidualny tok nauczania. Staram się zaliczać materiał na bieżąco, jeśli się nie udaje, zaliczam w innym terminie. W tej chwili jestem w drugiej klasie liceum. Szkoła idzie mi na rękę, od drugiej klasy uczę się w bytomskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego. Rozmawiał Paweł Czado