Olgierd Kwiatkowski, Interia: Ten rok bardzo źle się dla pani zaczął. Z powodu zakażenia koronawirusem nie wystartowała pani w kwalifikacjach Australian Open. Kończy pani sezon jednak udanie, awansując do pierwszej setki rankingu WTA. Magdalena Fręch, 99. zawodniczka w rankingu WTA: Miałam bardzo dobrą końcówkę sezonu, szczególnie ostatnie trzy miesiące. Przez 2/3 sezonu byłam w pobliżu 150. miejsca, a potem przyszło bardzo wartościowe zwycięstwo w Concord (turniej WTA 125 w Stanach Zjednoczonych - przyp. ok). Zdobyłam dużo punktów do rankingu, ale najważniejsze, że zyskałam większą pewność siebie, na korcie zaczęłam podejmować właściwe decyzje. To zaowocowało kolejnymi dobrymi wynikami. A o Australii bardzo szybko zapomniałam, wyrzuciłam to z siebie niemal natychmiast. Patrzyłam w przyszłość. Czy to 99. miejsce dziś to jest tylko pewien przystanek w karierze? - Chciałbym dalej piąć się w górę rankingu, wygrywać mecze, może turnieje. Ta pierwsza setka była moim celem od dawna i byłam już jej bardzo blisko trzy lata temu. Wtedy zajmowałam 115. miejsce, ale kontuzja spowodowała, że nie byłam w stanie grać przez kilka miesięcy. Potem wypadłam z pierwszej dwusetki. Ale już wtedy czułam, że mogę nadrobić ten stracony czas i wrócić do realizacji swoich marzeń. W końcu dopięłam swego. Tym bardziej chyba docenia pani ten awans? - Bardzo trudno było teraz, w czasie pandemii, wejść do pierwszej setki. Mniej było turniejów, zawodniczki miały zamrożony ranking i przez dwa lata niektóre z nich nie musiały grać, ale liczył się ich wcześniejszy dorobek, nie spadały im punkty. W tym czasie pojawiły się nowe twarze, nawet wielkie turnieje zaczęły wygrywać zawodniczki, które były niedawno daleko w rankingu. Z Paulą Badosą, która triumfowała właśnie w Indian Wells, pani wygrała dwa lata temu w US Open. - Jedne tenisistki szybciej się rozwijają, drugie wolniej. Są takie, które mają ogromne możliwości, ale dłużej trwa ich rozwój. Tak było w przypadku Pauli. Ona ma świetne warunki fizyczne, dużo lepsze niż ja. Bardzo dobrze gra, zasłużyła na to zwycięstwo. A jak pani wytłumaczy sensacyjny skład finału US Open i zwycięstwo 18-latki Emmy Raducanu? - Tenis kobiecy bardzo się wyrównał. Pierwsza setka gra na zbliżonym poziomie, o zwycięstwach decydują detale. Zwłaszcza, gdy się zobaczy trening zawodniczek z pierwszej setki to nie ma ogromnych różnic tak jak było kiedyś, kiedy pierwsza 20-tka wyraźnie górowała nad resztą. U mężczyzn jest jednak trochę inaczej. Jest więcej tych samych nazwisk, które dominują w wielkich turniejach, choć ostatnio też coraz częściej zdarzają się niespodzianki. Czy w związku z tym pani też ma nadzieje, że wygra w niedalekiej przyszłości turniej większej rangi niż WTA 125? - Nie planuję, że wygram ten konkretny turniej. Startuję z nadzieją, że wygram kolejny mecz. Z każdym zwycięstwem zdobywa się większą pewność gry. Wiele zależy od warunków, w jakich gramy, dostosowuje się do nich na miejscu. Z mojego punktu widzenia sukces przychodzi niespodziewanie. Nie można tego zaplanować. Gdyby pani miała ocenić, który z sukcesów jest najważniejszy to będzie nim właśnie przejście kwalifikacji WTA 1000 w Indian Wells, w US Open dwa lata temu, czy inne osiągnięcie? - Myślę, że jednak wygrany turniej w Concordzie. Przejście eliminacji to zaledwie dwa, trzy wygrane mecze. Doceniam występ w WTA 1000, tym bardziej się cieszę, że mogłam to zrobić w Indian Wells, ale wygrane turnieje zawsze są na pierwszym miejscu. Dają ogromny zastrzyk dodatkowej motywacji. Jak bardzo dobrze wpływają na pani występy sukcesy Igi Świątek? - Wiemy, że Polacy mogą zaistnieć w tenisie, wygrywać największe turnieje. Dziewczyna z Polski jest w stanie to zrobić. To ważne. Tenis jest jednak sportem indywidualnym. Każdy jest odrębną jednostką i pracuje na własny rachunek, stawia sobie inne cele. Nie oglądamy się na innych. Miała pani okazję potrenować z Igą Świątek albo Magdą Linette w Indian Wells? - One się przygotowywały pod turniej główny, ja grałam w tym czasie eliminacje. Szłyśmy innymi drogami. Jakie ma pani plany na końcówkę sezonu? - Wylatuję na prawdopodobnie ostatni turniej w tym roku, do Włoch do Courmayeur. Potem będziemy ustalać z trenerami plan na przyszłość. Prawdopodobnie trochę odpocznę i rozpocznę sezon przygotowawczy, na początek z myślą o Australian Open. Awans do pierwszej setki daje pani ten komfort, że nie musi pani myśleć już o eliminacjach w Melbourne. - Na tym mi najbardziej zależało. Chciałam mieć ranking, który gwarantuje mi możliwość występu w turnieju głównym Wielkich Szlemów. Teraz też będę mogła grać w większości turniejów WTA, przynajmniej w eliminacjach. To ważny krok w mojej karierze. Pierwsza setka już jest. Jaki cel stawia sobie pani na przyszły sezon? - Postaramy się wkrótce z moim sztabem określić sobie realne cele. Na teraz moim celem jest wygrać każdy najbliższy mecz. Rankingowo najlepiej byłoby osiągnąć top 50 i do tego będziemy zmierzać. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski