"Biało-Czerwoni" w Kaliszu rywalizują z Hongkongiem w barażu o Grupę II Strefy Euro-Afrykańskiej Pucharu Davisa i po pojedynkach singlowych prowadzą 2-0. Janowicz, który do reprezentacji wrócił po czterech i pół roku, pokonał sklasyfikowanego pod koniec 10. setki Paka Longa Yeunga 6:7 (5-7), 7:5, 6:4. Tenisista, który w 2013 roku był notowany 14. miejscu rankingu ATP, był umiarkowanie zadowolony ze swojego występu. - Rywal postawił bardzo trudne warunki. Nie grałem może perfekcyjnie, czy fantastycznie, ale akceptowalnie. Gdybym zagrał słabo, to pojedynek skończyłby się w dwóch setach dla przeciwnika. Zdrowie na szczęście dopisało - mówił po meczu Janowicz. To właśnie kłopoty ze zdrowiem i operacje kolana zatrzymały jego karierę na dwa lata. Teraz powoli wraca do wielkiego tenisa i stara odbudować swoją pozycję. Pod koniec lutego w challengerze we francuskim Pau dotarł do finału, gdzie przegrał z Łotyszem Ernestsem Gulbisem 3:6, 4:6. - Gdy leczyłem kontuzję, powiedziałem, że daję sobie ostatnią szansę. Tak naprawdę nie chciałem skończyć z tenisem bez podjęcia ostatniej próby. To jest ta moja ostatnia próba i mam nadzieję, że będzie ona jeszcze trwała przez kilka sezonów - wyjaśnił. Udany występ w Pau pozwolił mu na duży skok w rankingu - awansował o blisko 600 miejsc na 461. pozycję. Jak zaznaczył, w tej chwili ranking nie jest aż tak ważny w jego powrocie na kort. - Gra się dla rankingu, on jest istotny, ale dla mnie najważniejsze jest jednak rozegranie całego sezonu ciurkiem, bez większych przerw. Chcę grać regularnie w zdrowiu. Jeśli zaczną się znów jakieś problemy i będę robił pauzy, potem wracał na kilka turniejów i znów robił przerwy - to tak długo nie pociągnę i mentalnie, i fizycznie. Najważniejsze, żeby zapiąć wszystko na ostatni guzik, żeby to zdrowie mnie nie zawiodło, bo w ostatnich latach mocno mnie zawodziło. A ranking - jeśli będzie zdrowie, jestem przekonany, że będę go sobie budował - przyznał 29-latek. Janowicz nie ma konkretnych planów odnośnie najbliższych startów, chętnie sięga natomiast po dzikie karty od organizatorów różnych turniejów. - Cieszę się przede wszystkim tenisem i życiem. Mam nadzieję, że moja rodzina niebawem będzie jeździła ze mną. O tym, gdzie zagram, decyduję z tygodnia na tydzień. Mam taką możliwość, ponieważ dostaję dużo tych dzikich kart, kolejne już mam "zaklepane". Jeśli natomiast zgłosiłbym się do danego turnieju, to muszę zrobić to trzy tygodnie wcześniej. A potem za bardzo już nie mogę się wycofać, bo mam tylko dwie takie możliwości w roku. Dlatego dzikie karty w tym trybie, w którym ja chcę grać i planować, są bardzo fajne. Bez nich ten mój powrót do tenisa byłby bardziej skomplikowany - tłumaczył. Od ponad roku Janowicz jest szczęśliwym ojcem. Nie ukrywa, że syn Filip pozwolił mu przetrwać trudne momenty podczas żmudnej rehabilitacji. - Nie mogę powiedzieć, że syn mnie jakoś zmienił o 180 stopni. Ci, co znają mnie blisko, wiedzą, że zawsze byłem taki, jaki jestem. Trochę inny prywatnie, inaczej mnie postrzegają media. Lepiej sprzedają się artykuły, które pisane są w negatywny sposób, bo są "klikalne". Syn mi pomógł w tym trudnym dla mnie okresie, bo problemów z tym kolanem było sporo, kontuzja była naprawdę poważna. Walczyłem o powrót do zdrowia, a ta szansa nie była zbyt duża. Miałem słabsze momenty przez ostatnie dwa lata. Gdy syn się pojawił, zdjął ze mnie trochę tego stresu - nie było myślenia: "kolano, kolano, tenis, tenis, rehabilitacja" - opowiadał. Pytany o przyszłość syna, który "dziedzicznie jest naznaczony tenisem" (żona Janowicza Marta Domachowska była tenisistą - red.), odparł, że jeśli zdecyduje się na taką drogę, to na pewno otrzyma od niego wsparcie. - Jeżeli będzie chciał to robić, to nie widzę żadnych przeszkód i na pewno będę mógł mu w tym pomóc. Jeszcze kilka rakiet mam w domu... Doświadczenie tenisowe mam bardzo duże. Jeśli nie tenis, chciałbym, żeby był to jednak sport. Ja miałem tę przewagę, że moi rodzice uprawiali sport, teoretycznie mój syn powinien mieć jeszcze łatwiej. Natomiast to jest bardzo długa droga, żeby zawodnik osiągał sukcesy w tenisie, to potrzeba kilkanaście lat treningów - podsumował Janowicz. W sobotę o godz. 13 na kort "Arena Kalisz" wyjdą debliści. Jan Zieliński i Szymon Walków zmierzą się z parą Hong Kit Wong, Pak Long Yeung. Po grze podwójnej rozegrane zostaną kolejne dwa single. W przypadku wcześniejszego rozstrzygnięcia, ostatni singiel może się nie odbyć. Marcin Pawlicki