Zbigniew Czyż, Interia.pl: Po raz ostatni oglądaliśmy pana na korcie w marcu 2020 roku. Dlaczego jest pan obecnie poza tenisem i czy planuje do niego powrót? Jerzy Janowicz: Ciężko jest mi rozmawiać w takim trybie zero-jedynkowym, bo sam tak naprawdę nie wiem. Dawałem już sobie kilka razy pewne wytyczne, co do daty tego powrotu i zawodziłem sam siebie. Jeśli będę się czuł wystarczająco dobrze, to zamierzam jeszcze pojawiać się na zawodowych kortach. Ambicji mi na pewno nie brakuje, tym bardziej, że chciałbym pokazać mojemu synowi, że jednak tata w tenisa potrafi jeszcze grać. Mam nadzieję, że to będzie początek nowego sezonu. Nie mam natomiast parcia, że ja muszę grać bo bez tego to będzie koniec życia. Jestem przyzwyczajony już do tego, że życie musi się jakoś ułożyć także bez sportu. A jak pan znosił czas, gdy nagle musiał przerwać karierę? - W 2016 roku przeżyłem z tego powodu szok. Przez półtora roku nie grałem w tenisa. Było naprawdę ciężko, bo to była dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Dziś pan już wie, jak to jest żyć bez sportu? - Wiem to dokładnie. Wiem, że będę w stanie sobie poradzić bez tenisa. Mam jednak nadzieję, że syn zobaczy mnie jeszcze w akcji. Cały czas jest pan w rytmie treningowym? - Tak, gdybyśmy teraz wyszli na kort to nie miałbym problemów z grą. Jak z pana zdrowiem? - Jest dobrze. Potrafię przenosić nawet telewizor, więc jest ok (śmiech). Wiadomo, że to może się zmienić w sytuacji, gdy ja nałożę na siebie reżim treningowy i będę się przygotowywał pod konkretny start. Nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie, kiedy wejdziemy w obciążenia typowo pod sezon. Jerzy Janowicz wróci na kort? Jakiś czas temu mówił pan, że gdy sytuacja z pandemią poprawi się to wróci na kort. Ona się poprawiła, a Jerzego Janowicza nie było i w dalszym ciągu nie ma. - Ta sytuacja jednak tak do końca się nie poprawiła. Większość turniejów była rozgrywana w bańkach, a to jest niestety bardzo uciążliwe. Tym bardziej, że ja chciałbym podróżować na turnieje z rodziną. Teraz takiej możliwości nie było, bo mój dwuletni syn nie wytrzyma w jednym pokoju przez dwa tygodnie. To nie może być tak, że my jesteśmy przetrzymywani w pokoju pod groźbą kary czy wyrzuceni z turnieju. Ja mam 30 lat i chciałbym mieć przyjemność z gry w tenisa. Nie do końca dobrze bym się czuł w sytuacji, gdybym został wyrzucony z hotelu tylko dlatego, że poszedłem wypłacić pieniądze z bankomatu jak to miało miejsce niedawno temu w przypadku Lorenzo Musettiego, gdy wyszedł z hotelu 70 metrów do bankomatu, bo chciał zapłacić za pizzę. Gdzie pan obecnie mieszka? - Jakiś czas temu przeprowadziłem się do Warszawy. Jest mi tutaj łatwiej, chociażby ze względu na prowadzoną rehabilitację. Aktualnie zajmuje pan miejsce w szóstej setce rankingu ATP. Gdyby się udało wrócić do tenisa, to jakie cele, jeśli chodzi o ranking, pan przed sobą stawia? - Nie chcę przed sobą stawiać żadnych terminów czy liczb. Chciałbym po prostu dać sobie szansę na zagranie pełnego sezonu, bo przez ostatnich pięć lat nie miałem takiej możliwości. Albo w ogóle nie grałem, albo sezon był szarpany. Wiem, że jeżeli będzie to wyglądać tak, że gram, pauzuję, gram, pauzuję, to nie ma to najmniejszego sensu. W przyszłym roku rusza w Polsce ciekawie zapowiadający się tenisowy projekt, Superliga. Niewykluczone, że zobaczymy w niej nawet Igę Świątek czy Huberta Hurkacza. Czy jest szansa, że w rozgrywkach będzie występował także pan? - Miałem już jakieś takie ciche informacje, że niektóre kluby chciałyby mnie wykupić. To jest jednak temat stosunkowo świeży i nie ma póki co żadnych poważnych rozmów. Mam nadzieję, że to będzie kompletny projekt, sam pomysł wygląda fajnie. Ogląda pan mecze tenisowe w telewizji, chociażby z udziałem wspomnianej Igi Świątek czy Huberta Hurkacza? - Raczej nie. Czasu na to, żebym usiadł przed telewizorem na kilka godzin nie mam. Tak naprawdę nie mam jakiegoś szczególnego zainteresowania tenisem. Jeżeli nie muszę tego robić zawodowo jako tenisista czy trener, że muszę kogoś oglądać, chociażby po to, aby przygotować się do meczu z nim, to tak nie mam takiego zainteresowania. Od czasu do czasu zobaczę oczywiście jakieś spotkanie, ale nie jest to coś, co muszę i lubię robić. Poza tym nie mam na to za wiele czasu, mam syna i treningi. Spodziewał się pan, że tak szybko Hubert Hurkacz stanie się jednym z czołowym zawodników na świecie? - Cieszy to, że mamy kogo i co oglądać. Mam nadzieję, że dobrych zawodników będzie coraz więcej. Co prawda, w kraju mamy wielu tenisistów, ale do czołówki dobijają się tylko naprawdę nieliczni. Jerzy Janowicz misiem "przytulisiem" W naszej rozmowie przewija się wątek pana ojcostwa. No właśnie, jakim jest pan tatą? - Na pewno kochającym i wymagającym ojcem, misiem "przytulisiem". Próbuje pan powoli zaszczepiać u syna tenisowy gen? - Nie musiałem tego robić. Od początku było widać, że będzie go ciągnęło do sportu. Lubi bardzo trzymać tenisową rakietę. Jeśli będzie go do tenisa ciągnęło, to na pewno mu pomogę. Będzie miał o tyle łatwo, że ja już wiem, co w tenisie może go czekać. Na pewno nie będę go jednak do tenisa zmuszał. Byłem świadkiem takich historii, że rodzice mieli dosyć mocno destrukcyjny wpływ na karierę swoich dzieci. Tenis trzeba lubić, to nie może być wymuszone. Czasami rodzice pchają na siłę swoje dzieci do tenisa, ale na dłuższą metę to nie zdaje egzaminu. Z Jerzym Janowiczem rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż